sobota, 14 grudnia 2013

41 'Za to, że nie wątpisz we mnie, kiedy ja już dawno to zrobiłam.'

-Zamieniam się w słuch. – Amy klepnęła się po udzie, spoglądając na zamyślonego Louisa. Wyglądał na zmartwionego, przerażonego, przejętego i szczęśliwego zarazem. Nigdy nie widziała tyle sprzeczności w tych niebieskich oczach. Wyglądał tak, jakby chciał uciec, ale coś ciągnęło go do pozostania. Milczał, choć wyraźnie widać było, jak bardzo chce krzyczeć.
-Kocham ją. – powiedział w końcu, po kilku długich chwilach. Jego głos był stanowczy, brak w nim było odrobiny zawahania.
-Wiem… W czym tkwi twój problem, Lou?
-Nienawidzę widzieć jej łez. Cholera, ciężko mi o tym mówić. Nie jestem typem człowieka, który siada na tyłku i się załamuje. Staram się być twardym, ale nieraz jest cholernie ciężko dać sobie radę w pojedynkę… - spojrzał na nią, szukając odrobiny zrozumienia w jej oczach. Amy spostrzegła, że mają niemalże identyczne kolory tęczówek. Uśmiechnęła się, tym samym dodając chłopakowi odwagi.
Jednak nie odezwał się. Amy postanowiła zrobić to za niego.
-Nikt nie lubi patrzeć, jak ktoś płacze, Lou. Słabość jest dla człowieka czymś dziwnym, odrębnym. Ciągle widzimy jak ludzie się śmieją albo smucą. Nigdy płaczą. Wiesz dlaczego? Bo płacz jest tak osobistą czynnością, że wielu z nas woli robić to w samotności. A przyłapać ukochaną osobę na płaczu to jak stanąć bosą stopą na gwoździu. Boli i rwie jak cholera, a dusza krwawi. Ale wiesz co? To dobre uczucie, bo wiesz, że cholernie ci zależy i postarasz się, żeby tych łez więcej już nie było. Chyba, że ze szczęścia.
-Chciałbym, żebyś pomogła mi coś ustalić…
Uśmiechnęła się pod nosem. Uwaga, oto Louis Tomlinson prosi o radę! Chyba powinna to zapisać w kalendarzu.
-Udałeś się pod najlepszy z możliwych adresów. Wal śmiało.
*
Wieczorem, gdy leżała już na łóżku, przypomniała sobie o niewielkiej sesji, którą miała przed południem. Wychyliła się z łóżka i wyciągnęła ze spodni wizytówkę. Przepisała numer telefonu na swoją komórkę i wysłała wiadomość ze swoim adresem mailowym.
Wzięła laptopa z szafki i wygrzebała się spod kołdry. Położyła się na niej, kładąc laptopa przed sobą. Otworzyła go i włączyła, czekając aż system się załaduje. Zajęło mu to dosłownie króciutką chwilę i już mogła łączyć się z WiFi.
Krótki sygnał oznajmił przyjście nowej wiadomości.
-Szybki Dave. – zachichotała, otwierając pocztę. Otworzyła najnowszą wiadomość od Davida i uśmiechnęła się pod nosem, czytając krótki tekst jaki dla niej wysmarował.
„Piękne zdjęcia, bo piękna modelka. Chciałbym to powtórzyć, niesamowicie wyglądasz przed kamerą. Nie tylko zresztą… Piękna, młoda, zgrabna… Jesteś może wolna jutro po południu? Chciałbym przeprowadzić z tobą jeszcze jedną sesję. Proszę, nie odmawiaj mi. W załączniku są twoje zdjęcia. Dobrej nocy piękny aniele. Xx”
Amy kliknęła w pierwszy załącznik i uśmiechnęła się. Stała w tym szarym sweterku i uśmiechała się promiennie, jakby to Liam robił jej zdjęcie, a nie jakiś zupełnie obcy facet. Pobrała wszystkie zdjęcia na dysk i umieściła je w folderze „NYC”.
-Co robisz? – zapytał Liam, siadając obok niej. Amy podskoczyła przestraszona, zamykając laptopa.
-Jak tutaj wszedłeś? – wydukała, spoglądając na niego. Wzruszył ramionami.
-Dali mi kartę do twojego pokoju. Urok osobisty to jedyna rzecz za którą jestem w stanie dziękować Bogu. Co tam chowasz? – spytał, otwierając laptopa. Amy obróciła się na plecy, umożliwiając mu dostęp do zdjęć. Chłopak przeglądał je, a z każdym kolejnym plikiem, coraz szerzej się uśmiechał.
Jedyne o czym teraz marzyła było to, żeby Liam przypadkowo nie otworzył jej poczty.
Ale czym byłoby życie, gdyby nie było pełne wstrętnych, ponurych zasadzek?
-Co do… - nie dokończył. Ponownie przebiegając tekst wzrokiem. Amy posłała mu uśmiech, mając nadzieję, że odwróci to jego uwagę. Payne był typem zazdrośnika, nie lubił gdy ktoś inny nazywał ją piękną. Przymknęła oczy, czekając na jego gniew.
-Nie podoba mi się ta wiadomość. – oświadczył chłopak po chwili ciszy. Amy zerknęła na niego spod przymkniętych powiek. Siedział, świdrując ją spojrzeniem. Ponownie zamknęła swoje okno na świat. Nie chciało jej się na to patrzeć.
-Wiem.
-I…?
-Mi się podoba. – wzruszyła ramionami. Liam wydał z siebie dziwny dźwięk. Coś na kształt duszącego się jelenia skrzyżowanego z chorą ropuchą. – O co ci chodzi? To tylko propozycja zdjęć. W ubraniach. – warknęła, podkreślając ostatnie słowo.
-Najpierw w ubraniach... Co dalej? Bez nich? Coś jeszcze? - odwarknął. Amy rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
-Wiesz co, jak masz zamiar udawać jakiegoś cholernego zazdrośnika, to lepiej wracaj do siebie pograć na swoim xboxie. On przynajmniej nie robi ci problemów. - mruknęła, zabierając mu laptopa. Tym razem to on spojrzał na nią zdziwiony. Och, noc zdziwień. Cóż jeszcze mogło ich zadziwić?
-Świetnie, romansuj sobie dalej. - Liam podniósł się z łóżka i wyszedł. Amy wyciągnęła poduszkę zza głowy i rzuciła nią w zamykające się drzwi.
-A idź do diabła.
Leżała chwilę w ciszy, nie wiedząc co teraz zrobić. W sumie liczyła na wieczór z Liamem. Mogliby później pójść na spacer w świetle miejskich latarni, byłoby dobrze.
Robił się tak samo zazdrosny jak Harry o Kate. Ponadto był drażliwy, rozstrojony. A dobry humor odzyskiwał tylko wedy, gdy byli razem w łóżku. I to wcale nie w piżamach.
Czuła się jak zwykła dziwka.
Ciągle miał jakiś problem.
A może to ona była jego problemem?
Co jeśli już miał jej po dziurki w nosie?
Jeśli kochał kogoś innego?
Zrezygnowała wzięła swój telefon do dłoni. Wystukała odpowiedni numer i przyłożyła małym głośnikiem do ucha, czekając na odzew.
-Cześć Amy, coś się stało?
-Chciałam powiedzieć, że rezygnuję z tej sesji. Wydało mi się, że odmowa przez maila będzie dość niegrzeczna, więc dzownię. - wyjaśniła, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
-Och... Dlaczego? - Dave brzmiał na szczerze rozczarowanego. Amy uniosła delikatnie kąciki ust ku górze. To zabawne słyszeć, że znowu kogoś się rozczarowało.
-Mam jutro samolot do Londynu.
-O której godzinie? - zapytał, a w tle było słychać pojedyncze stukania długopisem o blat. Niesamowicie irytujące i niekulturalne przy rozmowie z drugą osobą.
-Dziesięć po dziewiątej wieczorem. Wybacz, może innym razem.
Już miała sie rozłączyć, gdy Dave postanowił coś jeszcze powiedzieć.
-W takim razie bądź u mnie o 10 rano. Myślę, że damy radę.
*
Chciała zasnąć, ale nie potrafiła. Nieustannie odwracała się z boku na bok. Frustracja ogarniała jej za ciało za każdym razem, gdy zaczynała rozmyślać. W końcu uniosła się z łóżka zrezygnowana. Pociągnęła za swoje włosy, dość mocno. Miała nadzieję, że to pomoże jej się zrelaksować.
Nie obchodziło jej to, że jest pierwsza w nocy. Założyła swoje jeansy i sweterek, w których chodziłą po południu. Związała ponownie włosy i założyła zimowe buty. Zabrała swoją kartę do pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Udała się do pokoju numer 347. Miała nadzieję, że znajdzie tam osobę, której właśnie potrzebowała. Jak zwykle, instynkt jej nie zawiódł.
Otworzył jej zaspany, rozczochrany Zayn. Uśmiechnęła się do niego ponuro.
-Coś się stało? - zmarszczył brwi. - Jest...
-Piętnaście po pierwszej. Chciałabym pogadać.
-O tej godzinie? - zdziwił się Zayn. Przetarł zaspane oczy. Amy skinęła głową.
-Zwariuję zaraz... Proszę.
-Okej, daj mi chwilę. Tylko się przebiorę. - skinął głową Malik, znikając w środku apartamentu, który dzielił z Perrie. Niską, słodką osóbką, która normalnie miała delikatny, dziewczęcy głos, a gdy śpiewała... Zupełnie inna bajka. Amy uświadomiła sobie, że tylko Liam z nią nie zamieszkał w hotelu.
Może dlatego, że przyjechałaś nieproszona? Nikt cię tu nie chciał najwyraźniej. Amy zmarszczyła brwi, każąc swojej podświadomości zamknąć buzię na kłódkę, tylko zawarła to w bardziej nieprzyjemnych słowach.
Oparła się o ścianę, naprzeciwko apartamentów, tuż przy windach. Patrzyła w sufit, zastanawiając się ile można się ubierać, kiedy usłyszała głuche trzaśnięcie drzwiami.
-Amy? - Liam wyglądał na okropnie zdziwionego. Dziewczyna stojąca przy jego boku uśmiechnęła się zwycięsko. Niebieskooka uniosła brwi, licząc w duchu do pięciu. Co ona robiła w jego apartamencie?
Danielle Peazer, jak zwykle na posterunku.
-A widzisz tu kogoś innego? - warknęła, pochodząc do Zayna, który w końcu wyszedł ze swojego apartamentu i zamykał drzwi. - Chodź już...
*
Zayn bez słowa wręczył jej papierosa do dłoni. Brunetka spojrzała na niego wdzięcznie, siadając na ławce za hotelem. Dwóch ochroniarzy zerkało na nich bacznie. W końcu Zayn był kimś sławny, żadna krzywda nie mogła mu się stać.
Siedzieli obok siebie, w milczeniu paląc papierosy. Całe rzucanie szlag trafił. Ale mało ją to teraz obchodziło.
Co ona robiła u niego w apartamencie? Czy to dlatego właśnie przestał ją kochać? Znowu zamąciła mu w głowie? A może on nigdy nie przestał kochać Danielle? Dlaczego znowu dała się nabrać jak naiwna nastolatka?
Tyle pytań przewijało się przez jej głowę, że aż ściskało ją w środku. Czuła się tak okropnie, jakby miała zaraz zwymiotować. Chciała krzyczeć.
-Powiesz mi, co się stało? Czy mam to sam z ciebie wyciągnąć? - zapytał Zayn, gdy zdeptał już spalonego papierosa ciężkim butem. Wyglądał już na całkowicie rozbudzonego. Spoglądał na nią zmartwiony. Poniekąd byli najlepszymi przyjaciółmi.
-Nie mogłam zasnąć. - wzruszyła ramionami. Przecież było to prawdą. Poszła do niego, bo nie mogła wytrzymać w swojej obecności. Bo źle czuła się sama ze sobą. Ale teraz... Co ta cholerna manipulantka robiła w pokoju jej chłopaka? Przecież rozstali się tak dawno temu...
Zayn szturchnął ją delikatnie ramieniem. Amy rzuciła mu pytające spojrzenie. Jak zwykle nie powiedziała wszystkiego, a on o tym wiedział. Jak on to robił?
-Jestem przyjacielem, czuję wiele. - odpowiedział na jej niezadane głośno pytanie. Coraz częściej myślała, że Malik wie o niej więcej niż Kate, chociaż z nią przyjaźniła się już bardzo długo.
-Czaasem tak bardzo chcę cofnąć się do swoich narodzin i jeszcze raz przeżyć te kilka lat obok mojej matki. Kilka chwil, które niosły szczęście. Wtedy wszystko było tak nieskomplikowanie piękne. Wiele dałabym, by mieć ją teraz przy sobie. By chodzić do niej z każdą pierdołą, płakać w jej ramię, gdy kolejny facet da mi kosza... - wymownie spojrzała na piąte piętro hotelu. Zayn westchnął, nie odzywając się słowem. Widocznie wiedział o co jej chodzi. - Chciałabym do cholery kłócić się z nią o małe rzeczy, obrażać się za to, że nie pozwoliła mi iść na jakiś koncert. Ale nic takiego mnie nie spotkało... Rozumiesz? Może przez to jestem taka popieprzona. I bezużyteczna.
-Wcale taka nie jesteś. Amy, może nie mam dużych, jędrnych piersi, czterdziestu kilku lat i długich rzęs... A nie, długie rzęsy to mam. No ale, może nie wyglądam jak twoja matka, ale naprawdę możesz przyjść do mnie w każdej chwili. Mogę ci nawet zabronić pójść na jakiś koncert. Nie jesteś popieprzona. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Zawsze możesz do mnie przyjść, to będzie dla mnie przyjemność nie pozwolić ci pójść na koncert, córeczko. I zapamiętaj sobie, że wcale nie jesteś bezużyteczna. Każdy z nas cię potrzebuje, bo jesteś jedną z najmądrzejszych osób na świecie.
Amy zaśmiała się cicho, wtulając się w bok Zayna. Malik objął ją ramieniem, pocierając jej ramię dłonią, by nie zmarzła. Chłodne, grudniowe powietrze lekko wirowało między nimi. Święta były tak niedaleko...
-Dzięki Zayn. - powiedziała w końcu. Malik ścisnął delikatnie jej ramię.
-Za co?
-Za to, że nie wątpisz we mnie, kiedy ja już dawno to zrobiłam.
*
Obserwował ją jak związywała włosy w kitkę, która opadła jej na prawe ramię. Jej koszulka wtedy podniosła się z jednej strony, ukazując kawałek wysportowanego brzucha. Och, tyle razy oglądał ten brzuch wieczorami. Piękność w całej swej krasie. Miał cholerne szczęście. Dlaczego by nie złapać je za roki i przykuć do swojego nadgarstka?
-Nie kładziesz się spać, Boo? - wsunęła swoje szczupłe nogi pod białą, cienką kołdrę. Przeczesał włosy dłonią, kręcąc głową w odpowiedzi. Tylko ona go tak nazywała. Nawet jego matka tego zaniechała, gdy po raz miliardowy powiedział, że denerwuje go to jak cholera. Ale ona się nie poddawała. Nigdy.
-Posiedzę jeszcze trochę, chciałbym coś zrobić.
-Co, LouLou? - spojrzała na niego zaciekawiona.
-Dowiesz się w swoim czasie. Śpij słońce, obudzę cię rano na samolot.
Eleanor skinęła głową i nasunęła na oczy opaskę, w której zawsze spała. Małe, satynowe coś, co pozwalało jej zasnąć. Uśmiechnął się pod nosem, gasząc światło w sypialni. Nachylił się i odgarnął zbłąkany kosmyk z jej czoła, po czym złożył pocałunek na jej skroni.
-Nie siedź za długo, LouLou.
-Nie będę.
-Obiecaj.
-Obiecuję, śpij już.
LouLou... Tak też nikt go nie nazywał. Ciągle nadawała mu coraz to inne, czułe przezwiska. Chyba ją kochał. Na pewno ją kochał. Na tyle mocno, by spędzić z nią resztę życia.
Wyszedł z sypialni wprost do salonu. Mieli niewielki apartament.
Małżeński. Parsknął śmiechem.
Udał się do przedpokoju i odsunął wielkie drzwi, jeszcze większej szafy z lustrem. Z jej wnęki wyjął dość ciężki worek z zakupami, które zrobił razem z Amy tego popołudnia.
Dobra dziewczyna, nie docenił jej wcześniej. Cieszyło go to, że Liam tak się w niej zadurzył. Że nie widział świata poza jej osobą. Wiedział, że będą razem choćby nie wie co. Pasowali do siebie, bardzo się kochali. Para idealna, mógłby rzec.
Och, jak bardzo się mylił.
*
Obudziło ją ciche pogrywanie na pianinie. Mieli je w swoim apartamencie. Właściwie nie wiedziała jak się na tym gra. Ale Louis był w tym specjalistą.
Jej Louis. Jej, nie Harry'ego. Jej ukochany na jej własność.
Odsunęła opaskę z oczu, całkowicie ją zdejmując. Odłożyła ją na białą szafkę nocną. Podobały jej się białe meble, chciała takie mieć w domu, w którym kiedyś zamieszka z Boo.
Odrzuciła kołdrę na bok, stając na ziemi. Zrobiła pierwszy krok i poczuła, że wdepnęła w coś miękkiego i śliskiego. To coś przykleiło jej się do bosej stopy.
-Co to..? - mruknęła do siebie, świecąc małą lampkę w sypialni. Przymrużyła oczy i spojrzała na jasną wykładzinę. Usłana była małymi, czerwonymi płatkami. Płatkami róż.
Ruszyła ich tropem. Przy drzwiach ustawionych było kilkanaście małych świeczek. Musiały być niedawno zapalone, bo płonęły mocnym płomieniem.
Delikatny różany zapach unosił się w powietrzu. Uśmiechnęła się nieco zaskoczona. Nacisnęła klamkę i weszła do salonu.
Louis siedział przy pianinie, grając The Frey. How to save a  life. Ich ulubiona piosenka. Eleanor podeszła do niego, ignorując wszystkie świeczki i płatki róż, którymi nawiasem mówiąc była nieziemsko oczarowana.
-Louis... - szepnęła, nie potrafiąc zdobyć się na nic głośniejszego. Dźwięki wydobywane z pianina ucichły i zapadła cisza. Louis odwrócił się na taborecie. Pokazał jej dwa palce wskazujące, każąc jej poczekać.
Zdziwiona odsunęła się na bok, a Louis wstał. Udał się za instrument, czegoś szukając. Po chwili przyniósł jej co najmniej metrowego miśka. Z przywiązanym prezentem do łap. Duża, podłużna paczka, lekko go przeciążala, ale się nie przechylał. Dzielny misiek.
-Otworzysz? - zamruczał Louis tuż przy jej uchu. Zaskoczona skinęła głową.
Nie mogła sobie przypomnieć jakie święto przypadało  na ten dzień. Jej urodziny, imieniny, rocznica ich związku? Nie, przecież to wszystko już było. Co to mogło być?
Pociągnęła za niebieską wstążkę. Uniosła wieko i zajrzała do środka.
Zmarszczyła czoło i sięgnęła do środka. Wyciagnęła z opakowania srebrną tacę. Położyła ją na pianinie i poprosiła szeptem, by Louis zapalił światło. Wykonał jej polecenie najszybciej jak tylko potrafił.
Zaskoczona przesunęła palcem po srebrnej tacy, na której leżały dwie rzeczy i karteczki.
Małe, czerwone pudełeczko. Karteczka przy nim głosiła "Tak".
Tuż obok leżało połamane serce z piernika. Napis brzmiał "Nie".
Na dole tacy wygrawerowany był piękny napis.
"Wyjdziesz za mnie?"
-Och.. - wymsknęło się z jej ust. Louis stał, patrząc na nią w milczeniu. Spięty i zdenerwowany. Bał się odrzucenia. Jej Lou...
Co wybrała? To chyba logiczne.


Sesja Amy:)


Ten jest chyba trochę krótszy, prawda?
Przepraszam, że nie pojawił się wczoraj, ale byłam ekhm... zajęta:D
Strasznie bolą mnie nagarstki, od ciągłego pisania. Chyba ponad dwie godziny nie odrywałam rąk od klawiatury, hihi.
Hm, tak... Ankietę macie po prawej, głosujcie nadal.
Następny rozdział pojawi się w środę, czy tego chcecie czy nie:D
Epilog w piątek.
Jeżeli ktoś nie widział, w środę pojawił się rozdział 40, zapraszam do przeczytania.
Założyłam bloga na drugą część tego FF. Zapraszam >>KLIK<<
Zwiastun pojawi się niedługo. Mam nadzieję. :)
K o m e n t u j c i e :)

5 komentarzy:

  1. Boski !!! Nie mogę uwierzyć że to już będzie koniec :( czekam nn ;*
    Xoxo @JustynaJanik3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział naprawdę cudowny, chociaż..
    Liam i Amy. Co, do cholery, się z nimi dzieje? Nie poznaję ich. Przecież to nie są te same osoby! Byli taką idealną parą, ale coś się zepsuło i nie wygląda na to, by starali się cokolwiek naprawić.
    Jednakże Amy ma Zayna, któremu zawsze może się wygadać. Mulat po prostu jest i pomaga. Dobry przyjaciel.
    A co do Lou i Eleanor...
    Zaniemówiłam. Po prostu Boobear zachował się nieziemsko i widać, jak cholernie mocno kocha Eleanor. Jejku, nie mogę w to uwierzyć! Chyba się wzruszyłam... :')
    Czekam na kolejny. x
    @_luvmyboobear

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy płacze że już koniec a ja nie,dlaczego ?
    Nie umiem zaleź rozdziału 4,5,6.
    Przepadły ?
    Patrzałam uważnie !! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, gdzieś zaginęły w archiwum i kompletnie nie wiem dlaczego, wybacz mi.
      4: http://now-leave-me-alone.blogspot.com/2012/11/4-czasem-tak-jest-ze-cos-sie-konczy-cos.html
      5: http://now-leave-me-alone.blogspot.com/2012/11/5-z-usmiechem-ci-do-twarzy.html
      6: http://now-leave-me-alone.blogspot.com/2012/11/6-sam-jestes-baran.html

      Proszę i przepraszam. :)

      Usuń

Obserwatorzy