-Ronnie czuje się dobrze, jej organizm przyjął wszystko należycie. Mała jest może trochę zmęczona całą procedurą związaną z przeszczepem, ale wygląda coraz lepiej. Rodzice małej pragną prosić, żeby odwiedziła pani małą w szpitalu.
Posłuchała ich, szła więc teraz szpitalnym korytarzem. Szukała wzrokiem drzwi z numerem 9. W końcu, na końcu kremowych ścian, je znalazła. Zapukała cicho, chowając za plecy ogromnego, pluszowego miśka, który miał do łapki przywiązane naręcze balonów. Uchyliła drzwi, zaglądając do środka. Ronnie siedziała na szpitalnym łóżku, oparta o bok młodej wolontariuszki, czytającej jej książkę. Amy zorientowała się szybko kim jest ta dziewczyna, gdyż miała plakietkę z napisem „Wolontariusz”.
-Och, widzę, że masz towarzystwo skarbie. Twoi rodzice mówili, że przyjdzie ciocia. Zostawię cię z nią, okej? – uśmiechnęła się do Ronnie, a mała skinęła lekko głową. Amy przyjrzała się dziewczynce. Widać było, że lekko przybrała na wadze, choć wciąż była blada. Brunetka odczekała, aż wolontariuszka opuści salę, po czym zamknęła za nią drzwi, by nikt im nie przeszkadzał.
-Mam coś dla ciebie. – uśmiechnęła się, siadając obok małej. Podała jej ogromnego pluszaka, odwiązując mu od łapki kolorowe wstążki z balonami.
Ronnie wydała z siebie okrzyk radości, wyciągając łapki do miśka. Amy zaśmiała się, czując jak mocno bije jej serce ze szczęścia. Podała pluszaka małej, delikatnie gładząc ją po główce. Była tak bardzo do niej podobna…
-Przywiąże ci balony do łóżka, okej? – uśmiechnęła się czule, po czym poprawiła Ronnie tak, by nie spadła z łóżka. Mała spała w łóżeczku dziecinnym, ale to służyło jej za miejsce do dziennych zabaw. Amy podniosła poręcz boczną i zablokowała ją, by Ronnie nie wypadła.
Podeszła do małego, drewnianego łóżeczka i przywiązała kolorowe wstążki do poręczy. Uśmiechnęła się, patrząc na balony z przeróżnymi namalowanymi markerem, minkami. Lekko trąciła je palcami, by się delikatnie kołysały.
Wróciła do łóżka, na którym siedziała Ronnie i opuściła poręcz, by móc usiąść. Ze współczuciem spojrzała na wkłucie, połączone z kroplówką, która wisiała na żelaznym stojaku. Westchnęła cicho, biorąc Ronnie na ręce i sadzając ją sobie na kolanach, ostrożnie, by nie wyrwać jej wkłucia. Przytuliła ją lekko do siebie i delikatnie dotknęła nosem czubka jej głowy. Pachniała oliwką dla małych dzieci. Amy uśmiechnęła się, składając delikatny pocałunek na tej małej główce.
Mogłaby się do tego przyzwyczaić. Mieć ją zawsze przy sobie. Wstawać, robić jej śniadanie, przewijać ją, uczyć chodzić, tańczyć, mówić… Czytać jej bajki, oglądać z nią telewizję. Budzić się w nocy, gdy boli ją brzuszek i jest głodna. Patrzyć jak dorasta, stawiać ją przy ścianie i rysować ołówkiem kreskę, na wysokości jej wzrostu. Kupować jej słodycze, jeździć z nią do wesołych miasteczek. Spędzać z nią święta, kupić jej skarpetę na prezenty…
Ale pozwoliła ją zabrać. Nie dowierzała, że była aż tak głupia. Z jej oczu wypłynęły pojedyncze łzy. Będzie za nią tęsknić, w końcu musiała wrócić do Londynu. Będzie widywać ją sporadycznie. Na urodziny, na święta… Nie będzie przy tym jak Ronnie wypowie swoje pierwsze słowo.
Mała czując słone krople na swojej głowie, obróciła swoje ciałko w stronę Amy. Małą piąstką starła jej łzy z policzków. Pokręciła delikatnie głową i wyciągnęła do niej rączki. Amy przytuliła ją do siebie i pociągnęła nosem, by się uspokoić.
-Poczytam ci, chcesz?
*
-Dziękuję. – uśmiechnęła się, biorąc swoją walizkę z taśmy. Postawiła ją na posadzce i wyciągnęła czarną rączkę. Nasunęła swoje okulary przeciwsłoneczne i wyszła z tłumu na świeże powietrze. Grudzień sprzyjał Londyńskiej pogodzie. Słońce świeciło mocno, ogrzewając twarze śpieszących się gdzieś ludzi. Choć śnieg zalegał na chodnikach, nikt się specjalnie nie skarżył.
Amy podeszła do postoju taksówek i pozwoliła, by kierowca pierwszej z nich, wziął jej bagaż, wcześniej witając ją ciepłym „Witamy w Nowym Jorku”.
-Młoda, patrz! To Amy! Dziewczyna Liama!
-Woah…! Myślisz, że jest taka fajna, jak inni piszą?
-Nie wiem… Może poprosiłybyśmy ją, żeby przekazała coś chłopcom?
Amy słysząc te szepty za swoimi plecami, uśmiechnęła się pod nosem. Już jej nie przeszkadzało to, że na każdym krokiem ktoś kojarzył ją jako „dziewczynę Liama”. Była z nim szczęśliwa, nawet przykre opinie nie robiły na niej jakiegokolwiek wrażenia.
-Przepraszam… Czy… Czy mogłybyśmy? – jedna z dziewczyn dotknęła jej przedramienia. Amy odwróciła się w ich stronę, ściągając okulary i zakładając je na włosy.
-W czym mogę pomóc? – udawała, że nie wie o co im chodzi. Trzy młode fanki jej przyjaciół, stały przed nią, ciesząc się jakby przed chwilą wypiły pół litra wódki.
-Jesteś Amy, prawda? – odezwała się jedna z nich, ta najniższa i najmłodsza.
-Tak. A ty? – schyliła się lekko i uścisnęła dłoń, którą do niej wyciągnęła.
-Rose.
-Miło mi cię poznać, Rose. Kim są twoje koleżanki? – uśmiechnęła się, prostując się. Dwie pozostałe przedstawiły się, zerkając na Amy z zaciekawieniem. Jedna z nich miała na imię Paola, a druga Diana. Nagle, jak na zawołanie, wszystkie rozgadały się, prosząc ją o to, żeby dała im numery do chłopaków.
-Obawiam się, że nie mogę tego zrobić. – uśmiechnęła się smutno – Chyba mnie rozumiecie.
-Jasne – skinęła głową Paola.
-Mogłybyśmy sobie zrobić z tobą zdjęcie? – wtrąciła Diana. Amy pokręciła głową.
-Nie jestem kimś specjalnym, żebyście robiły sobie ze mną zdjęcia jak z gwiazdą jakąś. Przykro mi. – wzruszyła ramionami.
-Och… - westchnęła Diana. – Mogę cię chociaż przytulić?
-Jasne, chodź. – Amy przytuliła Dianę do siebie, a ta szepnęła jej do ucha „Pasujesz do Liama, jesteś niesamowita. Opiekuj się nim, on jest naszym największym szczęściem…” po czym odsunęła się z szerokim uśmiechem.
-Przekaż im, że ich kochamy.
-Przekażę. – uśmiechnęła się, nieco rozczulona zachowaniem dziewczyn – Muszę już jechać. Do zobaczenia.
Wsiadła do taksówki, podając kierowcy adres. Zamknęła za sobą drzwi i zapięła pasy.
„On jest naszym największym szczęściem…”
*
Przecisnęła się przez tłum zgromadzony przed areną. Niektórzy patrzyli na nią z miną „Omg, to dziewczyna Liama!” a inni nie mieli pojęcia dlaczego jakaś laska zasuwa na arenę z ogromną walizką, jakby chciała tam schować któregoś z chłopców.
-Cześć Preston. – uśmiechnęła się do mężczyzny stojącego przed drzwiami.
-Witamy, panienko. Chłopcy wiedzą? – uniósł jedną brew, uśmiechając się szeroko. Amy wydobyła z tylniej kieszeni bilet i pomachała ochroniarzowi przed nosem. Preston zaśmiał się cicho, otwierając jej drzwi. Amy podziękowała, po czym udała się za kulisy, gdzie chłopcy mieli swoją wspólną garderobę. Stanęła przed drzwiami, chowając bilet do kieszeni. Już chciała zapukać, ale się powstrzymała. Zza drzwi dochodziły ją odgłosy kłótni.
-Jesteś nienormalny! Powinieneś się leczyć!
-O co ci chodzi? Po prostu zapytałem, kim do jasnej cholery jest ten gość! Nie podoba mi się, jak na ciebie patrzył…
-Tobie się wiecznie coś nie podoba! Chłopie, dorośnij! Nie widzisz, że od jakiegoś czasu nie widzę świata poza twoją zasraną osobą?! Musisz wszystko psuć?!
Amy miała już się odsunąć, nie chcąc podsłuchiwać ich kłótni, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się z impetem. Z garderoby wypadła Kate, ze łzami w oczach. Potrąciła Amy i wybiegła, nawet nie zauważając, że właśnie przyjechała jej najlepsza przyjaciółka.
-Ehm… To… Miło cię widzieć. – w drzwiach stanął Harry. Oparł się łokciem o framugę, po czym podparł głowę dłonią. Amy spojrzała na niego zszokowana. Chłopak wzruszył ramieniem, spuszczając wzrok na podłogę. – Każdy ma prawo się pokłócić, nie? Nikt nie jest idealny.
Brunetka odstawiła walizkę pod ścianę, po czym weszła do garderoby chłopców. Nikogo tam nie było. Ogromne pomieszczenie świeciło pustkami, chłopcy zapewnie są zajęci czymś innym.
-Chodź tu, wielki. – uśmiechnęła się, wyciągając ręce do Hazzy. Chłopak podszedł do niej, po czym mocno ją do siebie przytulił. Amy objęła go za szyję i odwzajemniła uścisk.
-Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. – mruknął, nadal jej nie puszczając. – Dobrze, że jesteś.
-Och, zawsze zwarta i gotowa. – zaśmiała się, a Harry w końcu ją puścił. Przyjrzał jej się z daleka. Zmarszczył brwi, próbując sobie coś przypomnieć.
-Schudłaś – powiedział w końcu. Amy puściła jego ręce i żartobliwie obróciła się wokół własnej osi.
-Och, naprawdę? Odchudzanie w końcu przyniosło korzyści! – zaśmiała się, zakładając kosmyk włosów za ucho. Harry pokręcił głową, na chwilę zapominając o kłótni ze swoją dziewczyną. Na jego twarzy zagościł uśmiech.
Amy usiadła na kanapie, wydając przy tym westchnienie ulgi. Botki na obcasie, jakie miała na sobie, dawały jej trochę w kość. Harry usiadł obok niej, bawiąc się swoimi palcami.
-I jak, mistrzu? Dziś wasz wielki dzień… - zagaiła, spoglądając z rozczuleniem na Stylesa. Była tak dumna, że zaszli aż tak daleko. Koncert na Madison Square Garden to zaszczyt dla artysty. Dla chłopców było to szczególne wyróżnienie, szczególnie, że na scenie grali dopiero od dwóch lat.
-Myślisz, że się wróci? – zapytał, odgarniając dłonią włosy do tyłu. Zwilżył usta językiem po czym cicho westchnął.
-Kate? Jasne, że wróci. Nie zostawi cię w takim momencie, przecież cię kocha. – uśmiechnęła się szeroko, po czym poklepała go po kolanie i wstała. Oznajmiła, że jej poszuka i poprosiła, żeby Harry zajął się jej walizką.
Znalazła ją na tyłach areny. Siedziała, oparta o ścianę i bawiła się telefonem. Stukała nim o podłogę, zacięcie skupiając się na swoim zajęciu. Była wściekła, zirytowana a jednocześnie zasmucona i zdezorientowana. Amy usiadła obok niej, szturchając ją lekko ramieniem. Kate spojrzała na nią, a na jej twarz wkroczyło szczere zaskoczenie.
-Wiedziałam, wiedziałam, że przyjedziesz! – pisnęła, rzucając się jej w objęcia. Amy poklepała ją po plecach, wywracając oczyma. Co ona w sobie takiego miała, że wszyscy tak strasznie cieszyli się na jej widok?
-Powinnaś iść i z nim porozmawiać. Skarbie, skoro jest zazdrosny to znak, że naprawdę cię kocha. Zależy mu jak cholera, więc czuje się zagrożony, gdy jakiś inny facet spojrzy ci na tyłek. Nie jest pewien tego czy któregoś dnia nie odwrócisz się na pięcie i nie odejdziesz od niego, raz na zawsze. – szepnęła, lekko gładząc przyjaciółkę po włosach. Kate odsunęła się od niej, pociągając nosem. Oczy miała zaczerwienione – płakała. Amy uśmiechnęła się, poklepując ją lekko po policzku.
-Skąd wiesz? – zapytała cicho Kate. Niebieskooka uśmiechnęła się z miną „Wiem więcej niż wam się wydaje”. Kate westchnęła, uśmiechając się nieśmiało. Po chwili ciszy wstała i pobiegła w kierunku garderoby.
A Amy została tam sama, unosząc oczy ku górze. Podniosła się z ziemi, gdyż posadzka była bardzo zimna. Otrzepała swoje spodnie i rozpięła kilka guzików od granatowego płaszczyka. Wyszła bocznym wyjściem, by zaczerpnąć świeżego powietrza, a przy okazji po raz miliardowy, zatruć się dymem papierosowym.
Niestety nie dane było jej się nacieszyć samotnością, gdyż ledwo kilka razy się zaciągnęła, a już ktoś porwał ją w objęcia. Po dzikich okrzykach poznała, że to Louis.
-Przyjechałaś! Mam do ciebie ważną sprawę, życia i śmierci, musisz mi pomóc! – odsunął się od niej, zacierając ręce z zadowolenia. Amy spojrzała na niego jak na kompletnego kretyna, albo niespełna rozumu człowieka.
-Tak, ja też się cieszę, że cię widzę, Tomlinson. – zaśmiała się, po czym wypuściła niedopałek z dłoni i zdeptała go butem.
-Dobrze, że jesteś. – mrugnął do niej chłopak, po czym wbiegł do budynku.
-Patologia… - westchnęła, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Wyciągnęła telefon z kieszeni spodni i odblokowała ekran. Wybrała opcję pisania wiadomości, po czym uśmiechnęła się pod nosem, pisząc tekst.
„Szkoda, że nie mogę być teraz przy tobie. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. To twój najważniejszy dzień xx” - wiadomość wysłała do Liama.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
„Do ostatniej chwili miałem nadzieję. Cóż, bywa i tak. Udanego dnia ci życzę.x”
Był zawiedziony. Chciał, żeby przyjechała na jego najważniejszy koncert w życiu. Uśmiechnęła się pod nosem, chowając telefon do kieszeni. W tym momencie z budynku wyjrzał Harry. Rozglądał się chwilę, aż w końcu ją zobaczył i machnął do niej ręką, żeby ją przywołać, gdyż sam był tylko w koszulce.
-Co jest, doktorku? – uśmiechnęła się szeroko, gdy już do niego podeszła.
-Liam jest przygnębiony. – mruknął, przeczesując włosy palcami.
-Nie powiedziałeś mu, że jestem? – zapytała z nadzieją. Harry spojrzał na nią z szerokim uśmiechem. Pokręcił głową, a Amy się rozpogodziła.
-Jest na hali, sprawdza z chłopakami sprzęty. – wyjaśnił. Amy podziękowała i pobiegła do środka.
*
-Słabo słyszę na odsłuchu. – mruknął Liam, patrząc na dźwiękowców. Jeden z nich coś pokręcił przy konsolecie.
-Zaśpiewaj coś teraz. – skinął głową chłopak.
- I won't let these little things slip out of my mouth.
But if I do it's you, oh it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things. – zaśpiewał, jednocześnie przyciskając małą słuchawkę do swojego ucha, aby wszystko sprawdzić. Skinął głową, na znak, że teraz już wszystko w porządku. Oddał mikrofon chłopakom i wyciągnął słuchawkę z ucha. Odwrócił się w stronę wszystkich instrumentów i uśmiechnął się zdumiony. To ich wielki dzień.
Szkoda tylko, że jej tutaj nie będzie.
-Lubię twoje tyły, ale wolę jak na mnie patrzysz. – usłyszał za swoimi plecami. W pierwszej chwili nie wiedział, do kogo skierowana była ta wypowiedź. Po chwili jednak się zorientował.
Przyjechała.
Odwrócił się gwałtownie, szukając jej w niemalże pustym pomieszczeniu. Stała prawie na szczycie schodów, uśmiechając się do niego promiennie. W dłoniach trzymała granatowy płaszczyk. Jej policzki zdobiły rumieńce, zapewne od chłodu panującego na dworze.
I nagle zapragnął ją przytulić.
Odległość jaką ich dzieliła pokonał w kilka sekund. W mgnieniu oka był przy niej. Amy upuściła swój płaszczyk na siedzenia, po czym zarzuciła mu ręce na szyje.
Ich usta zetknęły się ze sobą, nieśmiało się muskając. Po chwili zaczęły napierać na siebie coraz to intensywniej, a jego język wdarł się do jej ust. Delikatnie popchnął ją w kierunku ściany, która znajdowała się tuż za nimi, nie przerywając pocałunku. Amy oparła się o ścianę, a on złapał ją w pasie i podciągnął ją wyżej, tak, że nogami oplatała go w pasie.
Pocałował ją po raz ostatni, nie wypuszczając z objęć. Amy przejechała palcami po jego krótkich włosach.
-Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że są takie krótkie. – mruknęła, delikatnie je mierzwiąc.
-Tak bardzo…
-Shh, ja też. – uśmiechnęła się delikatnie, po czym pocałowała go czule w usta. Musnęła jego policzek opuszkami palców, przygryzając dolną wargę. Liam postawił ją na ziemi, wciąż trzymając ją za ręce.
Serce biło mu szybko , a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Tylko dzięki niej czuł się tak naprawdę szczęśliwy.
K O M E N T U J C I E :)
Uuuuu pierwsza !!! Rozdział boooski !!!! Czekam nn ;*
OdpowiedzUsuńXoxo @JustynaJanik3
Nie wiem co powiedzieć... WOW... Czy ja Ci już mówiłam że jesteś tak bardzo niesamowita? Tak? To jeszcze raz powtórzę, JESTEŚ NIESAMOWITA! dodawaj następny :) SZYYYYYYYYYYBKO!
OdpowiedzUsuńJejku, rozdział cudowny. Trochę taki cukierkowy, a z drugiej strony smutny, bo fakt, iż Ronnie mogłaby być teraz z Amy, wprowadza mnie w smutek. :c Ale ostatnia scena wszystko uratowała! Szczerzyłam się, jak głupia i nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Am daje tyle szczęścia Liasiowi, awh. Są naprawdę cudowną parą i ta scena z jego fankami... O mamuś, cudo. :c
OdpowiedzUsuńKocham Cię, dawaj szybko kolejny!
@_luvmyboobear
Śliczneee <3
OdpowiedzUsuńAle dlaczego taki krótki ? ;C
Chcesz mnie wykończyć czekaniem na nn ?! ;o
Pisz szybko i dodawaj !
Weny życzę <3 ;*
xoxo. Madzia
Zaaaa krótko xp
OdpowiedzUsuńNie no, żart, chociaż nie pogardze dłuższymi rozdziałami.
A co do tego to:
Poryczalam sie na początku, a na końcu szczerzyłam jak nienormalna. XD
No cóż tak czasami bywa.
Proszę nie kłóć Amy z Li. Za ładna para z nich
Pozdrawiam
Piernicek :*
Oficjalnie jestem nowym czytelnikiem xD Szkoda, że dopiero dziś znalazłam twoje opowiadanie, no ale nie martw się już przeczytałam wszystko haha :) Naprawdę cudownie piszesz! Z każdym rozdziałem chce się więcej! Także ten tego.... no chciałabym ci podziękować za pisanie tak intersującego opowiadania!!!! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej xx