Zdarzają się dni, w których
zwyczajnie boję się co będzie za chwilę. Co nastąpi, a co uda się powstrzymać.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo żyć na tym świecie. Ale też nikt nie
ostrzegł nas, że życie będzie nas kopać w tyłek na każdym kroku, a gdy
spróbujemy się podnieść, powali nas następnym ciosem na ziemię tak, że już
nigdy nie będziemy mieli prawa się pozbierać.
Nigdy w życiu nie pomyślałbym,
że przez jedną zwykłą kłótnię, jedną z wielu zresztą, człowiek traci wiarę w
istnienie, siebie, czy jakąkolwiek możliwość na przeżycie bez osoby, którą
kocha się nad życie. Obwinianie się po fakcie nie jest czymś dobrym, a wręcz
przeciwnie. To toksyczne. Zatruwa organizm, odbierając zmysły i zaczadzając
umysł, a wraz z nim zdrowy rozsądek. O ile taki jeszcze w głowie pozostał.
Jeżeli dostanę drugą szansę,
będę pamiętać, że nie wolno popełnić mi tego samego błędu po raz kolejny. Nigdy
w życiu nie powiem o kilka słów za dużo. Nie poruszę tego tematu, choćby nie
wiem jak mnie korciło. Koniec. Ona jest słabą psychicznie dziewczyną. Zresztą
ja nie jestem lepszy. Nie pociągnę bez niej długo, więc Boże, proszę Cię, byś
podarował nam tę ostatnią, niepowtarzalną szansę. *
-Niall… - odezwał się cicho
Zayn. Blondyn uniósł głowę i spojrzał na swojego przyjaciela. Poniekąd była to
miła odmiana, zważając na to, że od kilku godzin przed oczyma miał czarne
płytki, z których ułożona była podłoga w małym pomieszczeniu.
-Nie będzie dobrze. Nawet nie zaczynaj tej samej gadki od
początku – mruknął Irlandczyk, przecierając swe zmęczone oczy.
-Nie chciałem tego mówić. Po prostu siedzisz tu od ponad
dziesięciu godzin, kompletnie bez snu, wyczerpany i zdenerwowany. Powinieneś
odpocząć, zdrzemnąć się. To dobrze ci zrobi – powiedział łagodnie czarnowłosy.
-Ty idź się prześpij. Nie spałeś tyle co ja, masz prawo
odpocząć. Ja nie zasnę. Za dużo mam do stracenia, by spokojnie drzemać.
-Ale jeśli coś będzie nie tak, to przyjdziesz po nas, okej? –
westchnął czarnowłosy, wiedząc, że teraz i tak nie przemówi do rozsądku swojemu
przyjacielowi. Niall kiwnął głową na znak, że się zgadza, po czym schował twarz
w dłoniach. Zayn poklepał go po ramieniu, po czym opuścił małe, zaciemnione
pomieszczenie. Blondyn wstał i podszedł do szyby, która dzieliła go od
ukochanej i jego najlepszego przyjaciela. To wszystko potoczyło się nie tak jak
potoczyć się powinno. Miało być idealnie, wyszło zupełnie na odwrót. Życie było
nieobliczalne i nikt nie potrafił na to nic poradzić.
Młody
mężczyzna wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer do osoby, która musiała
się dowiedzieć o tym wszystkim. Była szansa, że w jakimś stopniu, wszystko
zacznie być jak dawniej.
*
-Amy,
nie to, że mi coś przeszkadza, ale twój telefon dzwoni nieustannie od ponad
pięciu minut – w Sali pojawiła się Nathalie, pielęgniarka z hospicjum, w którym
pomagała Amelie.
-To pewnie nic ważnego – wzruszyła ramionami brunetka –
Oddzwonię, jak skończę sprzątać – dodała, po czym zaczęła chować klocki do
odpowiedniego pudełka. Nathalie skinęła głową, po czym wyszła z Sali zabaw.
Brunetka
spojrzała na zegarek, upewniając się, że do końca pracy pozostało jej zaledwie
piętnaście minut. Ponieważ tego dnia była sobota, po skończonej robocie w
hospicjum, Amy spokojnie mogła się udać do domu, gdyż w restauracji pracowała
od poniedziałku do piątku. Jej szef ostatnio zmienił jej grafik, by nie musiała
się aż tak bardzo przemęczać. Cenił ją i nie chciał, by odeszła z jego kadry
pracowniczej.
Odkąd
Amy zaczęła pomagać w hospicjum, nie miała chwili na wytchnienie, a co dopiero
na przemyślenia. Wolny czas był dla niej pojęciem względnym. Odpoczywać mogła w
nocy, chociaż i tak ciężko było jej zasypiać, bez wcześniejszej rozmowy z pewną
piątką chłopaków, którzy od jakiegoś czasu nie mieli wstępu do jej życia.
Kiedyś
cieszyłaby się z każdej chwili wytchnienia. Teraz była zawiedziona, gdy musiała
zostawać w domu. Odpoczynek równał się z rozczulaniem się. Byłaby skłonna do
przeproszenia jej przyjaciół, a przecież duma jej na to nie pozwalała. Tak więc
pracując, nie miała czasu by tęsknić. Takie rozwiązanie wydało jej się
najlepszym z możliwych.
Brunetka
ustawiła ostatnie pudełko na regał z zabawkami, po czym odwróciła się, słysząc
ciche pochlipywanie, któregoś z podopiecznych. W progu ujrzała małą Jane,
przytulającą do siebie swojego ukochanego, spranego i pozbawionego jednego oka,
misia. Oczy miała czerwone od płaczu, a usta wykrzywione w przytłaczającym grymasie
smutku.
-Jane? Coś się stało? – brunetka w mgnieniu oka znalazła się
obok chorej dziewczynki, kucając przed nią, by móc swobodnie spojrzeć w jej
oczy. W prawdzie pytanie, które zadała, było niepotrzebne, ale czasem trzeba o
coś zapytać, by czegoś się dowiedzieć.
-Oglądałam wiadomości . – odezwała się cicho dziewczynka.
-Och, tyle razy ci mówiłam, że nie możesz tak się przejmować
wojnami panującymi na świecie. –skarciła ją Amy, delikatnie się uśmiechając.
-To nie o to chodzi – pociągnęła małym noskiem, dziewczynka –
Członek mojego ukochanego zespołu walczy w szpitalu o życie. Nie wiadomo czy
się z tego wyliże. W ogóle nic nie wiadomo oprócz tego, że miał wypadek…
-Tak mi przykro.. – Amy wzięła w swoje objęcia, małą.
Wyobraziła sobie, jak czułaby się, gdyby któremuś z chłopców stało się coś
podobnego, jak temu biednemu wokaliście. Nie chciała o tym myśleć. Ulubionym
zespołem małej musiał być ktoś inny. Niekoniecznie jej przyjaciele.
-Amy…? – odezwała się cicho
dziewczynka. Brunetka odsunęła się, by móc spojrzeć jej w oczy – A co, jeśli
umrę i stracę swoją szansę, by ich spotkać? Co jeśli, on nie wyzdrowieje?
-Jeśli on tylko się z tego wyliżę, stanę na głowie, żeby
cały ten zespół odwiedził cię tutaj, w szpitalu. Obiecuję.
*
Dzwonił
do niej kilkanaście razy, za każdym razem nadziewając się na pocztę głosową.
Bał się, że ona znowu może zacząć go ignorować. Tak bardzo potrzebował teraz
jej obecności, że nie spodziewał się iż tak zaboli go to, że nie odbiera od
niego telefonów. Była jedyną osobą, która potrafiła zrozumieć, co znaczy strach
przed stratą. Przerażenie, gdy nie chce się kogoś tracić, a on właśnie walczy o
życie. Te uczucia były jej doskonale znane. Nie chciał jej wykorzystać czy
sprawiać, że jej bolesne wspomnienia znów powrócą, ale potrzebował jej
obecności, wsparcia ze strony tej dziewczyny.
Żaden z
chłopców nie potrafił zrozumieć, co czuje ten młody chłopak, choć oni również
drżeli na myśl o stracie swojego przyjaciela. Jednakże oni potrafili spokojnie
zasnąć, po dawce środków uspokajających, a on nie dałby rady się zdrzemnąć,
mimo, że zmęczenie zaczęło mu dokuczać.
Mimo
tego, że łzy dawno przestały lecieć, a rozgoryczenie ustąpiło otępieniu, wciąż
bał się tego co przyniesie kolejna chwila, godzina czy kolejny dzień. Był
przerażony faktem, że być może już nigdy więcej nie zobaczy uśmiechu na
twarzach, które widywał na co dzień. Ta myśl była okropna, ale nijak nie
potrafił się pozbyć jej ze swojej głowy.
Siedział
więc w zaciemnionym pomieszczeniu, przed ścianą z szyby i obserwował czy nie
następują jakieś nieoczekiwane zmiany w wyglądzie tej dwójki. Przez te
kilkanaście godzin zdążył się zorientować co pokazuje która maszyna i potrafił
rozróżnić, który sygnał jest dobry, a który nie. Obok niego stał stolik, na
którym znajdował się nietknięty obiad, przyniesiony przez pielęgniarkę, która
doskonale rozumiała, jak on w tej chwili musi się czuć. Nie miał jednak siły,
by cokolwiek przełknąć. Jedyne, czego, a raczej kogo, potrzebował, to ponad 165
wzrostu, niebieskie oczy i kojący uśmiech, który pozwoliłby mu ponownie
uwierzyć, że wszystko będzie w porządku. Dziewczyny, która pomogłaby mu w tej
niepewności, tym strachu, które od kilkunastu godzin władały jego przemęczonym
organizmem.
*
-Teraz
śpi. Bardzo poruszył ją ten wypadek. Jak chcesz, to do niej zajrzyj, ale lepiej
jej nie budź. Ja muszę lecieć do domu, bo i tak już jestem spóźniona –
wyjaśniła Amy, zakładając kurtkę. Starsza siostra Jane skinęła głową, cicho
podziękowała, po czym zniknęła z pola widzenia brunetki. Amy nigdy nie
potrafiła do niej dotrzeć i to prawdopodobnie miało się nie zmienić przez
dłuższy czas.
Dziewczyna
pożegnała się z pracownikami hospicjum, po czym wyszła z pracy, w międzyczasie
dzwoniąc po taksówkę, która miała zawieźć ją do domu.
Stojąc
pod hospicjum zajrzała w nieodebrane połączenia. Wszystkie były od jednej
osoby, a mianowicie od Nialla. Brunetka uniosła lekko brwi ku górze,
zastanawiając się, co może chcieć od niej blond włosy Irlandczyk. Nie miała
jednak czasu na przemyślenia, gdyż jej telefon ponownie zaczął dzwonić. Ujrzała
zdjęcie Horana, więc postanowiła odebrać.
-Nareszcie! – usłyszała westchnienie ulgi swojego
przyjaciela – Myślałem, że nigdy nie odbierzesz tego cholernego telefonu.
-Niall? Czy coś się stało? Dlaczego wydzwaniasz do mnie jak
jakiś wariat? – zasypała go pytaniami brunetka, rozglądając się za taksówką,
która już dawno powinna była przyjechać.
-Nie będę owijał w bawełnę czy cokolwiek innego. Potrzebuję
cię, Amy. – westchnął chłopak. Zmęczenie, które było słychać w jego głosie,
napawało brunetkę czystym przerażeniem.
-Stało się coś? – spytała, wsiadając do żółtego auta, które
właśnie podjechało.
-Wiesz gdzie jest ta prywatna klinika, na obrzeżach miasta? –
Niall kompletnie zignorował jej pytanie.
-Ta, którą otworzyli jakieś pół roku temu?
-Ta sama.
-Jasne, że nie wiem, Niall. Przecież nigdy tam nie byłam –
westchnęła dziewczyna.
-Mogłabyś tam przyjechać? Wstukaj sobie adres w nawigację,
czy cokolwiek innego – poprosił Niall, po czym podał jej docelowy adres –
Czekam. – błaganie w jego głosie sprawiło, że Amy nie widziała innego wyjścia,
niż zgoda na przyjazd. Blondyn się rozłączył, a ona rozkazała kierowcy jechać
pod wskazany adres, w międzyczasie dzwoniąc do domu. Mike musiał jej wybaczyć
to, że nie przyjedzie na obiad.
*
Przedzieranie
się przez tłum piszących fanek nie było szczytem marzeń brunetki lecz nie miała
innego wyboru. Na szczęście w porę zauważył ją Paul, pomagając jej dostać się
do środka. Kilkakrotnie pytała go, co się dzieje, ale podobnie jak Niall,
zignorował jej pytanie, po czym stwierdził, że lepiej będzie, jeśli dowie się o
tej sytuacji od któregoś z chłopców. Irytowało ją to, że Paul jest taki uparty,
ale nie miała nic do gadania.
-Przyprowadziłem
Amy . – wyjaśnił w recepcji Paul, po czym odszedł na swoje miejsce. Młoda pielęgniarka
skinęła głową, po czym wzięła Amelie pod rękę i zaprowadziła do windy. W środku
nacisnęła guzik z numerem 4.
Brunetka
próbowała się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, lecz bezskutecznie.
Kobieta nie chciała jej nic powiedzieć, zresztą tak jak Niall i Paul. Amy
dowiedziała się tylko tyle, że to wszystko nie wygląda najlepiej.
-OIOM?
Co się dzieje? – zapytała przerażona dziewczyna, gdy została wprowadzona na
Oddział Intensywnej Opieki Medycznej.
-Pan Horan powinien pani wszystko wyjaśnić. Byłabym
wdzięczna, gdyby byli państwo cicho. Nie chcielibyśmy żadnych kłótni w szpitalu
– poprosiła pielęgniarka. Brunetka zdziwiona skinęła głową – Pan Horan czeka na
panią w tym pomieszczeniu – kobieta wskazała na jasnobrązowe drzwi. Amy skinęła
głową, po czym podeszła do nich i nacisnęła klamkę, ciągnąc ją w swoją stronę.
Ujrzała
przed sobą małe pomieszczenie oświetlone lampką, stojącą w rogu, na ziemi. W
ciemnościach dostrzegła postać mężczyzny, chowającego twarz w dłoniach.
Zgarbiona postawa ciała, ciężki oddech i spazmatyczny szloch wydostający się z
jego płuc, nie wróżył nic dobrego. Chłopak zdawał się nie zauważać tego, że
ktoś zagląda do pomieszczenia, wpuszczając smugę światła i zakłócając mu
spokój.
Amy
weszła do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. Łzy, które, niewiadomo czemu,
cisnęły się do jej niebieskich tęczówek, zaburzały jej ostrość widzenia. Mimo
tej przeszkody, kucnęła naprzeciwko chłopaka, tyłem do ogromnej szyby, za którą
nawet nie zauważyła, co się znajdowało.
-Niall…Ty…Płaczesz? – odezwała się cicho, nie bardzo wiedząc
jak inaczej zacząć rozmowę.
Blondyn
uniósł głowę, a gdy ją ujrzał, uśmiechnął się uśmiechem , który ani na chwilę
nie sięgnął jego cudownych oczu.
-Dziękuję, że przyjechałaś – otarł policzki z małych,
wilgotnych i słonych kropel – Amy, czy ja… Mogę…?
-Jasne, chodź do mnie – uśmiechnęła się dziewczyna, wstając.
Blondyn poszedł w jej ślady, po czym objął ją w pasie i oparł rozgrzane czoło o
jej obojczyk. Amy przytuliła go do siebie, delikatnie gładząc go po głowie.
Ściana, którą miała przed sobą, nie była ani trochę interesująca, lecz brunetka
wbiła w nią swój wzrok, by się nie rozpłakać. Nie wiadomo dlaczego, ale łzy tego
chłopaka sprawiały, że nie czuła się najlepiej.
Choć
uściski Nialla zwykły być mocne i dające poczucie bezpieczeństwa, to w tamtej
chwili blondyn nie potrafił wykrzesać z siebie choć odrobiny tych ‘przytulasów’,
które kiedyś miała okazję doświadczyć Amy. Chłopak wydawał się być wyczerpany i
kompletnie bez życia.
-Niall…
Kochany, co się stało? Powiesz mi? – zapytała Amy po dłuższej chwili milczenia.
Blondyn odsunął się od niej, wzdychając cicho.
-O co chodzi? – zapytała zaniepokojona brunetka. Niall
pokręcił głową na znak, że nic nie powie, po czym odwrócił ją w stronę szyby,
na którą wcześniej nie zwróciła swojej uwagi.
To, co
tam zobaczyła, przeraziło ja tak, że byłaby zemdlała, gdyby nie to, że Niall
trzymał ją za ramiona.
Widok
dwójki młodych ludzi, leżących na szpitalnych łóżkach i przypiętych do
przeróżnych urządzeń, sprawiał, że cały sens jej życia uleciał przez szparę
między drzwiami. Mężczyzna z owiniętą w bandaż głową, kołnierzem usztywniającym
na szyi, gipsem na prawej nodze i lewej ręce, był jej bardzo dobrze znany. Był
osobą, która pocieszała ją, gdy nie wiedziała po co ma żyć. Był kimś, kto
rozświetlał jej szare dni. Jej najlepszy przyjaciel, który jeszcze do niedawna
był sobą, lecz później się zmienił. Wyraz twarzy, przerażająco nie ukazujący
żadnych uczuć sprawiał, że brunetka łapczywie próbowała złapać powietrze. Liam
Payne. Chłopak, który kilka miesięcy temu obdarzał ją najcudowniejszym
uśmiechem na ziemi, właśnie leżał na szpitalnym łóżku, walcząc o kolejny dzień.
-Amy?
Słyszysz mnie? – głos Nialla dotarł do jej uszu po dłuższej chwili.
-Muszę… Ja… Niall, słabo mi – wyjąkała dziewczyna.
-Ej, tylko mi tu nie mdlej! – przeraził się chłopak,
sadzając ją na krześle i nalewając jej wody do plastikowego kubeczka. Dziewczyna
czuła się tak, jakby ktoś wbił jej nóż w
serce i przekręcił go o 360 stopni, robiąc pełen obrót.
-Spokojnie,
oddychaj – głos Nialla dobiegał do niej jakby zza gęstej mgły. Dziewczyna mimo
przeszkód skinęła delikatnie głową, po czym przejęła kubek, który podsuwał jej
pod nos blondyn. Upiła mały łyk, po czym odstawiła plastikowy kubeczek na
stolik. Jej dłoń nieświadomie spoczęła na sercu, które biło teraz
nierównomiernie, w rytm strachu krążącego po jej żyłach.
-Nie
myślałem, że to powiem, ale… Będzie dobrze. Wyjdą z tego. Oboje, wiesz?
Obiecuję. Słyszysz? Obiecuję – Niall pogładził ją delikatnie po głowie. Amy
skinęła głową, bojąc się zapytać dlaczego ta dwójka trafiła do szpitala.
Gdy w
końcu całkowicie do niej dotarło, że Liam wraz z Victorią walczą o życie,
rozpłakała się. Nigdy nie życzyła źle tej dziewczynie. Skoro była dla Nialla
kimś ważnym, jego światem, jego wszystkim, to Amy nie miała prawa jej obrażać.
A teraz ta młoda dziewczyna walczyła o życie, wraz z chłopakiem, który niegdyś pomógł
Amy otrząsnąć się po śmierci jej babci.
Blondyn
przytulił do siebie przyjaciółkę, szepcząc, że wszystko się ułoży. Mimo jego
zapewnień, Amy wiedziała, że nic nie będzie w porządku. Czuła, że wszystko
robiła nie tak, a teraz wszystko zaczęło się jeszcze bardziej walić.
-Amy?
Niall, dlaczego ona płacze?
* - mam nadzieję, że domyśliłyście się, że to pisane kursywą, jest tak jakby rozmową Nialla z Bogiem. :)
Doszłam do wniosku, że po kawie piszę jako takie lepsze rozdziały. Chyba się uzależniłam od tej kawy:)
Jak wam się podoba ten rozdział?
WIEM, NIE CHCECIE LIAMA W SZPITALU, NIE CHCECIE PRZYJĄĆ DO WIADOMOŚCI TEGO, ŻE CHŁOPAK ULEGŁ WYPADKOWI, ALE TERAZ WSZYSTKO SIĘ ZMIENI.
Obiecuję:)
Wiecie, coraz częściej rozważam zawieszenie/usunięcie tego bloga. Kompletnie zgubiłam zdolność pisania (o ile taką w ogóle posiadałam). Mam pomysł na to opowiadanie, ale nie potrafię tego kompletnie opisać. Nie wiem... Może to przez to, że jako tako zaprzestałam czytania książek? No ale brak czasu, lenistwo.. Sami wiecie jak to jest.
Ech, nie będę się rozpisywać. Dajcie znać jak podobał się rozdział no i jak zwykle stawiam przed wami mój szantaż:
18 komentarzy = Rozdział 24.
PS Jeżeli popełniłam jakieś błędy, to powiedzcie. W końcu też jestem człowiekiem:)
kocham.......
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się . Mam nadzieje że Liam i Victoria wyjdą z tego cali i zdrowi .Tylko zastanawia mnie jedna rzecz .Co Victoria robiła tam z Liamem ?Czekam :*
OdpowiedzUsuńBłędów nie popełniasz. Jeżeli już to popełniasz go mówiąc o usunięciu/zawieszeniu bloga, co jest niedopuszczalne. Ten rozdział wywarł na mnie wielkie emocje. Naprawdę ! Piszesz genialnie - co do tego wątpliwości nie ma. Mam nadzieję, że już niedługo pojawi się 24 rozdział a z nim Liam się wybudzi, a potem będzie z Amy bo wydaję mi się, że idealnie do siebie pasują. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńLauraxd
Cudowny rozdział, czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńUciełaś :( nie moge sie doczekać następnego, dodawaj szybko! :)
OdpowiedzUsuńΕxcellеnt poѕt. I'm going through a few of these issues as well..
OdpowiedzUsuńFeel free to visit my blog Haus Fay Hotel
Prześwietny rozdział. szkoda tylko że taki smutny ;C
OdpowiedzUsuńI NIE WAŻ SIE PISAĆ ZE CHCESZ ZAWIESIC CZY USUNĄĆ BLOGA, NIE POZWOLE NA TO! :)
Czekam na następny ;)
Nie zauważyłam w ogóle błędów i ogólnie jestem zachwycona rozdziałem. Wiesz, że mówię prawdę bo nie umiem kłamać :P Jedynie straszyć Cię odrzutowcami. Kawka powiadasz? hahha.. Ja wlaśnie piję naszą 3 w 1 :** Kupiłam sobie całą paczkę i się boję, że zostanę nałogowym kawoholikiem :p HAH.
OdpowiedzUsuńPrzejdźmy do rozdziału! :D Liam w szpitalu... Serce mi się kraja... Wiedzialam, ze te wyścigi w koncu tak się zakończą. Pff... :/
Ale liczę, że z tego wyjdzie i wróci nasz dawny Liaś, któremu zależało na swoich przyjaciołach :P
Kocham Cię, wiesz? :** Cieszę się, że rozdział sie pojawił dzisiaj! :* Trzymaj się i do następnego!
Hania
jezu jest cudowny <33 ale taki smutny ;c
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że wszystko będzie dobrze, że im wybaczy i wg :)
ona musi być z Zaynem plooooose *.*
czekam z niecierpliwością na następny :D
@kidrauhlismygod
cudne
OdpowiedzUsuńwspaniale popłakałam sie
OdpowiedzUsuńświetny rozdział;)Czekam na następny;)
OdpowiedzUsuńcudownyy ale strasznie smutny;(
OdpowiedzUsuńMasz talent dziewczynoo;)Trafiłam na twojego bloga przypadkiem,ale pochłonęłam w ekspresowym tempie;)Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńdodaj szybko następny;)
Gaba
tego bloga pod żadnym powtarzam Żadnym pozorem nie można zawieszać jest wspaniały, każde słowo czy nawet znak interpunkcyjny :D kocham to jak piszesz i rób to dalej, a ja z wielką ochotą zgłębię tajemnice dalszych losów bohaterów ♥♥
OdpowiedzUsuńZgadzam sie w 100% z poprzednim komentarzem.W Twoim pisaniu jest jakaś magia,która z rozdziału na rozdział jeszcze bardziej przyciąga i sprawia ,że człowiek czeka na następny rozdział z niecierliwością.I tak jest właśnie ze mną.Czekam na następny z niecierliwością.
OdpowiedzUsuńKama
wow,boski rozdział.
OdpowiedzUsuńGenialny .. *-* Ale czegoś nie rozumiem .. "-Amy? Niall, dlaczego ona płacze?" Kto to mówi ? Nie ogarniam xDD :3
OdpowiedzUsuńcudowny:)
OdpowiedzUsuńJak zwykle u mnie z komentowaniem problem, ale wreszcie jestem ;P
OdpowiedzUsuńPytanie: Czemu Ty to zrobiłaś Liam'owi? Oj, biedny :(
Ja mam nadzieje, że on szybko z tego wyjdzie - chociaż patrząc po obrażeniach, szczerze w to wątpię - i że wreszcie w życiu Amy i chłopców będzie spokój. Pogodzą się, Liam przestanie zadawać się z tamtym towarzystwem, a Amy znajdzie swojego księcia ;D
Z niecierpliwościom czekam na nn ;*
Pozdrawiam,
Aurelia
P.S. Może skojarzysz mnie, jak powiem Ci, że kiedyś pisałam tu komentarze pod nickiem "Jula ;P".