-Dziękuję za
pomoc – Amy uśmiechnęła się, stawiając na stoliku tacę z kubkami pełnymi
gorącej kawy.
-Nadal uważam, że powinnaś była
zostać w tamtym domu – odparł Louis, mrużąc swe uwodzące oczy.
-Stąd będziemy mieli bliżej do
pracy – wyjaśniła brunetka, siadając na kanapie między Zaynem a Niallem – Padam
z nóg.
-Zawsze mogłabyś zrobić prawo
jazdy i kupić sobie samochód – mruknął Harry, opierając się wygodniej o nogi
Tomlinsona.
-Nie stać mnie na samochód,
Harry. Nie jestem gwiazdą, nie zarabiam tyle co wy, to nie jest tak proste, jak
mogłoby ci się wydawać.
-No to mógłbym ci oddać swój
samochód. Mam jeszcze inny, więc z tym nie byłoby problemu. Ewentualnie
kupiłbym ci nowy – wzruszył ramionami loczek.
-Dajcie jej spokój. Chciała to
się przeprowadziła – wtrącił się Zayn. Brunetka posłała mu pełne wdzięczności
spojrzenie, a on do niej mrugnął.
-To nie zmienia faktu, że
będziesz zmuszona nas bardzo często widywać – zaśmiał się Horan.
-Och – przeraziła się Amy – Jak
ja to przeżyję?
-Ej! – Horan dał jej sójkę w bok,
a brunetka roześmiała się głośno. Po chwili cała piątka rechotała wesoło,
zapominając na chwilę o wszystkich problemach, które nieustannie mąciły ich
życia.
*
‘Kilka
dni później’
Brunetka
uchyliła brązowe drzwi, zaglądając do środka sali. Ujrzała swojego przyjaciela,
który leżał podpięty do aparatury, zachłannie podtrzymującej wszelkie życiowe
czynności. Amy podeszła do łóżka Liama, wstawiając do małego wazonika kilka
kwiatów, które miały pomóc ożywić ponury pokój.
-Co pani tutaj robi?! – usłyszała
oburzony głos za swoimi plecami. Brunetka odwróciła się, czując jak mocno bije
jej serce. Odczuwała wrażenie, jakby ktoś przyłapał ją na jakiejś złej rzeczy.
A przecież odwiedzanie przyjaciela w szpitalu było zupełnie legalną rzeczą. Tak
jej się przynajmniej wydawało.
Kobieta
o blond włosach spoglądała na nią z wyraźną pogardą w oczach. Amy cofnęła się o
krok, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć.
-A… Kim pani jest? – zapytała
cicho, bojąc się odezwać. Kobieta sprawiała wrażenie wściekłej.
-Ty jesteś tą, przez którą mój
synek… - urwała, spoglądając na Liama. W jej oczach przez chwilę można było
dostrzec cień tęsknoty, bólu, troski – Przez którą mój Liam, leży w szpitalu? Jeszcze
masz czelność tu przychodzić? Jak śmiesz?!
-Słucham? – wydusiła z siebie
zdumiona dziewczyna.
-Dobrze wiem, że to ty namówiłaś
go na te wyścigi – oskarżenia z ust kobiety wypływały jedno po drugim, zapewne
pod wpływem głębokiej frustracji. Amy pokręciła głową niedowierzając w to co
właśnie słyszy. Nigdy w życiu nie namawiałaby Liama na coś, co mogłoby zagrozić
jego życiu! Jak ktoś śmiał zarzucać jej coś tak absurdalnego?
-Jak może mnie pani oskarżać o
coś takiego? Ja nawet nie… Nie wiedziałam nawet, że on jeździ w jakichś
pieprzonych wyścigach!
-Nie kłam mi w oczy. Nie chcę,
żeby mój syn zadawał się z osobami, które sprowadzają go na złą drogę. Przez
ciebie Liam walczy o życie! Nie oszukujmy się, to ty tutaj powinnaś leżeć, nie
mój chłopiec!
-Ale…
-Wyjdź stąd. Nie mam zamiaru tego
słuchać. Zostaw go w spokoju. Nie pozwolę ci na to, byś wybiła się na jego
sławie. – warknęła kobieta. Amy podniosła torbę z podłogi, którą uprzednio
upuściła. Nie mogła uwierzyć, że matka Liama, osoba, o której tak wiele dobrego
słyszała, potrafiła bezpodstawnie oskarżyć ją o próbę wykorzystania jej syna!
Wymamrotała ciche przeprosiny, nie chcąc się kłócić, po czym wyszła z sali, na
oślep odnajdując drogę do windy.
Samotne
kosmyki smagały jej twarz, gdy biegła w stronę swojego mieszkania. Oczy
zachodziły jej łzami, ale nie chciała płakać. Musiała być silna, przecież o to
w życiu chodziło. Szybko pokonała odległość, która dzieliła ją od jej nowego
miejsca zamieszkania.
Kilkanaście
minut później siedziała na schodach w swoim mieszkaniu, oddychając tak, jakby
zaraz miało jej zabraknąć tlenu.
‘To ty tutaj powinnaś leżeć, nie mój
chłopiec!’
Natłok
myśli sprawił, że brunetka nie potrafiła powstrzymać zduszonego szlochu.
-Nigdy w życiu nie pozwoliłabym
na to, by coś mu się stało – wyjąkała, między spazmatycznymi oddechami. Słysząc
ciche szmery dochodzące ją z salonu, oparła czoło o kolana, starając się
uspokoić. Nie mogła pozwolić na to, by Mike zorientował się, że coś jest nie
tak. Za dużo zwaliła mu ostatnimi czasy na głowę, by teraz dokładać mu jeszcze
więcej.
Po
chwili brunetka odzyskała miarowy oddech, więc wstała z miejsca. Zignorowała
chwilową ciemność przed oczyma, po czym podeszła do wielkiego lustra w
przedpokoju i starła łzy, które znalazły ujście w kącikach jej oczu. Poprawiła
fryzurę, po czym zsunęła ze stóp czarne trampki z ćwiekami. Wziąwszy głęboki
oddech, odsunęła w głąb głowy kłujące oskarżenia pani Payne. Powolnym krokiem
przeszła do salonu, z którego dobiegały ją pojedyncze szepty i chichoty.
Zaglądając
do salonu, nie ujrzała nic oprócz ciemności. Pojedyncza zmarszczka pojawiła się
między brwiami brunetki. W głowie powstała myśl, która podsuwała jej wizje
halucynacji, gdy…
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! –
przeogromny wrzask zrodził się w salonie, podczas gdy światło zostało zapalone
przez jednego z gości. Brunetka zdezorientowana spojrzała na grupkę jej
znajomych z czapeczkami na głowach i szerokimi uśmiechami na ustach.
-Och… To już dzisiaj? – mruknęła,
odgarniając włosy do tyłu.
-Dziś jest 19 kwietnia, czyż nie?
– uśmiechnął się Mike.
-Pamiętałeś… - zagryzła dolną
wargę, choć tak naprawdę miała ochotę się rozpłakać.
-Zawsze i wszędzie – chłopak
podszedł do niej, po czym mocno ją przytulił, jednocześnie wypowiadając w jej
kierunku magiczną formułkę, którą słyszy każdy solenizant. Zdrowia, szczęścia,
pomyślności, radości, dożycia starości… Brunetka zgrabnie odsunęła się od
chłopaka, dziękując mu za życzenia. Chwilę później wpadła w ramiona Horana i
jego dziewczyny, a następnie każdego z przybyłych gości.
Nie
mogła uwierzyć, że zapomniała o własnych urodzinach.
*
-Dziękuję
za przyjście, to naprawdę miłe z waszej strony – uścisnęła dłoń swojej
koleżanki, a następnie jej chłopaka. Cały wieczór zastanawiała się skąd Mike
wiedział kogo zaprosić. Postanowiła go o to zapytać, choć wcale nie było jej to
potrzebne.
Zamknęła
drzwi za ostatnimi gośćmi, po czym wróciła do salonu, gdzie sześć osób
sprzątało po jej imprezie. Każdy jej gość był uśmiechnięty, jakby właśnie
wygrał główną nagrodę na loterii. Amy przetarła zmęczone oczy, po czym podeszła
do małego stolika.
-Nie musicie tego robić, dam
sobie radę sama. – mruknęła, zbierając talerze ze stolika.
-To twoje urodz…
-To, że są moje urodziny, nie
sprawia, że nie mogę posprzątać burdelu ze swojego salonu – odparła brunetka,
wynosząc brudne naczynia do kuchni. Będąc w zaciemnionym pomieszczeniu
odstawiła z hukiem talerze, po czym usiadła na parapecie, uprzednio uchylając
okno. Ręce jej drżały z bezsilności. Za każdym razem, gdy widziała tych
szczęśliwych przyjaciół, czuła ukucie w sercu. Nie mogła znieść tego, że tak
świetnie się bawią bez jednego z nich. Ona tak nie potrafiła. Nie umiała się
uśmiechnąć, wiedząc, że kilka kilometrów dalej, w jednej z sal, leży młody
chłopak tak właściwie w niewiadomo jakim stanie.
-Amy…?
Jesteś tu? – cichy szept rozległ się po kuchni. Brunetka zeskoczyła z parapetu,
odrzucając swoje kręcone włosy na plecy.
-Tak.
-Wszystko w porządku? – w kuchni
rozbłysło światło. Brunetka ujrzała zatroskaną twarz Harry’ego. Oczywiście,
któż by inny. Tylko on nigdy nie dawał jej spokoju, gdy potrzebowała spokoju.
-Jasne. Musiałam tylko odetchnąć
świeżym powietrzem – wzruszyła ramionami, podchodząc do zmywarki. Zapakowała do
niej talerze, po czym włączyła urządzenie.
-Oddychasz świeżym powietrzem…
Płacząc? – zapytał, opierając się o blat. Amy uniosła wzrok znad zmywarki,
patrząc zdziwiona na swojego przyjaciela – Daj spokój, widziałem twoją minę jak
weszłaś do salonu. Słyszałem jak wbiegłaś do domu. Nie jestem taki ślepy jak
oni. Widzę więcej, niż może ci się wydawać.
-Nie wiem o czym mówisz –
mruknęła pod nosem, wymijając go. Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem.
Patrzył, jak dziewczyna znika z jego pola widzenia, zastanawiając się, co tak
właściwie nią kieruje. Miłość do jego przyjaciela, czy poczucie winy, wiążące
się z jej przeszłością.
*
-Niall
z Zaynem zajmiecie moją sypialnię, Tomlinson i Eleanor zajmą pokój gościnny
pierwszy, a Harry drugi– oznajmiła Amy, po kolei wskazując wolne sypialnie. Gdy
kupowała to mieszkanie, nie była przekonana do takiej ilości pomieszczeń, lecz
z perspektywy czasu były one jak najbardziej potrzebne.
-Nie możemy zająć twojej sypialni
– oburzył się Zayn. Horan półprzytomnie skinął głową, mamrocząc pod nosem, że prawdziwym
dżentelmenom wystarczy kanapa. Brunetka prychnęła niczym rozjuszona kotka, po
czym wepchnęła dwóch młodych mężczyzn do jej sypialni.
-Słodkich snów! – powiedziała
głośniej, po czym rozejrzała się po korytarzu. Każdy zajął wyznaczoną
sypialnię. Zadowolona ze swojego czynu, Amy zeszła na dół. Zamiast kierując się
do salonu, gdzie zamierzała spędzić noc, złapała paczkę papierosów i wyszła z
mieszkania, zabierając ze sobą psa.
Schodząc
po schodach na dół, starała się jak najmniej hałasować. Chciała odetchnąć świeżym
powietrzem, nic więcej. Nie potrafiła pozbyć się palącego poczucia winy. Powoli
zaczynała wierzyć, że wszystko co złe przydarzyło się jej przyjacielem, jest
właśnie jej winą.
Usiadła
na krawężniku przed budynkiem, pozwalając psu biegać wolno. Wiedziała, że nie
ucieknie. Nigdy nie uciekał. Miała wrażenie, że Shaggy to jedyna osoba, która
nigdy jej nie zawiedzie.
‘ Odwróciła głowę spłoszona krokami, które
były coraz głośniejsze. Ku jej szczęściu ujrzała roześmianego Mike’a.
Uśmiechnęła się pod nosem, jednocześnie ścierając słone krople ze swoich
zaróżowionych policzków. Czarnowłosy usiadł obok niej, żwawo wciskając jej w
dłonie paczkę chusteczek i litrowe pudełko lodów.
-Nie przejmuj się. Niedługo wszystko wróci do
normy – chłopak szturchnął ją w ramię, śmiejąc się w niebogłosy. Brunetka
zagryzła dolną wargę. Nie mogła uwierzyć w to, że ludzie mogą być tak
nieodpowiedzialni.
-A co jeśli ja nie chcę tego zakończyć? –
spytała cicho, wyciągając chusteczkę z opakowania.
-Co ty mówisz? – zdziwił się Mike,
wypuszczając z dłoni telefon, którym miał zamiar zrobić jej zdjęcie. Nie chciał
stracić ani chwili z ich wspólnych wakacji.
-To jest sprzeczne z moimi poglądami,
niemoralne, nie możemy tego zrobić – wyjąkała, bojąc się jego reakcji. Kątem
oka widziała jak wyraz jego twarzy drastycznie się zmienia. Uśmiech zastąpił
grymas, oczy pociemniały, a usta były lekko rozchylone. Chciał coś powiedzieć,
ale nie wiedział co. On też nie chciał tego robić. Tylko, że nie mieli wyboru.
Mike pokręcił głową, po czym uśmiechnął się smutno. Objął ją ramieniem i
przytulił do siebie.
-Nie pozwolę, byś przez to cierpiała.
Obiecuję. ‘
Nie
wiedziała, kiedy łzy spłynęły po jej policzkach. Nieświadomie rozpłakała się po
raz drugi tego wieczoru. Wzięła głęboki oddech, wycierając nieznośne słone
krople. Poddawanie się emocjom nie było czymś najlepszym, ale zawsze dobrze było
dać upust emocjom.
Nie
chciała rozpamiętywać tych wakacji. Prawie o nich zapomniała. To wspomnienie
pojawiło się w jej głowie zupełnie nieoczekiwanie. Wystarczyło zamknąć oczy, a
ona już widziała szereg scen, o których najchętniej by zapomniała. Wiedziała,
że nie może milczeć. Czuła, że powinna o tym opowiedzieć chłopcom, lecz nie
miała pojęcia jak się za to zabrać.
-To chore – prychnęła, drżącymi
dłońmi otwierając opakowanie. Po chwili między jej wargami spoczął długi, biały
papieros, którego bez skrępowania odpaliła. Nie czuła się już jak gówniara, którą
była na tamtych wakacjach. Ale mimo wszystko bolesne wspomnienia zostawiają
krwawe blizny w pamięci człowieka. Im bardziej chce się zapomnieć, tym bardziej
się pamięta.
-Skoro
tak bardzo ci przeszkadzamy, trzeba było nas wywalić z mieszkania.
Brunetka
drygnęła przestraszona. Nienawidziła, gdy ktoś skradał się za jej plecami tylko
po to, by błysnąć nieinteligentną uwagą.
-Chciałam się przewietrzyć –
mruknęła, nie spoglądając za siebie. Wiedziała, że to Harry. Zdążyła się
przyzwyczaić, że łazi za nią dosłownie wszędzie.
-Kate prosiła, by przekazać ci
najlepsze życzenia – powiedział, siadając obok niej. Posłała mu spojrzenie,
któro miało go stamtąd przepędzić. Jednakże chłopak nie spostrzegł, że Amy chce
być sama. Był zbyt zajęty wpatrywaniem się w oświetloną latarniami uliczkę.
-Super. Byłoby lepiej, gdyby
zadzwoniła do mnie. No ale nie mogę przecież wymagać od niej tak trudnej
czynności – burknęła, odpalając kolejnego papierosa. Harry rzucił jej pełne
niepewności spojrzenie. Gdzie podziała się jego niewinna przyjaciółka? Co się z
nią stało?
-Wystarczyłoby zwykłe ‘dziękuję’,
ale widzę, że to dla ciebie za wiele – zmrużył oczy, wpatrując się gniewnie w
jej profil. Amy wywróciła oczyma, odkładając na bok zieloną zapalniczkę.
-Co się rzucasz Styles –
uśmiechnęła się, wypuszczając dym z płuc. Pojedyncza zmarszczka pojawiła się na
czole młodego mężczyzny. Kompletnie za nią nie nadążał. Raz na niego warczy,
raz się uśmiecha.
-Czemu taka jesteś? – zapytał,
nie czekając na odpowiedni moment. Brunetka w zadumie spojrzała przed siebie.
-Nie wiem. Ale też nie postrzegam
siebie jako pozytywną postać. To dziwne, bo główni bohaterzy są zazwyczaj
piękni od środka do bólu. Tak przynajmniej było w bajkach, które czytała mi
mama… Gdy byłam jeszcze bardzo, bardzo mała.
-Uważasz się za głównego
bohatera? – uniósł brwi, nie nadążając za tokiem jej rozumowania.
-W mojej bajce to ja jestem
główną postacią. W twojej ty, a w bajce kogoś innego to właśnie on jest
bohaterem numer jeden. Rozumiesz?
-Tak, myślę, że tak.
-Brawo, jestem z ciebie dumna –
wywróciła oczyma dziewczyna, zaciągając się dymem. Po chwili wypuściła go z płuc, robiąc małe
kółeczka – A wracając do tematu… Jaka mogę być, jak nie taka?
-Jak to ‘jaka’? – zapytał Harry,
ponownie marszcząc czoło. Brunetka zaśmiała się cicho.
-Za dużo wypiłeś. Nie łapiesz
prostych rzeczy.
-A może to ty po prostu robisz z
igły widły?
-Powiedz mi, jaka mam być? Przeze
mnie wasz kumpel leży w szpitalu, choć nie wiem jak ja to zrobiłam. Przez moją
głupotę wy nie potraficie odnaleźć we mnie tej Amy, która podobno była taka fajna. Nie
wiem co się dzieje, ale mam wrażenie, że te chore wydarzenia z mojego życia
walą się na mnie niczym sufit w jakimś starym budynku. Nie mam ochoty się
uśmiechać. A ty siadając obok mnie, chcąc się czegoś dowiedzieć, działasz mi na
nerwy. Gdyby nie to, że w jakimś stopniu cię lubię, kopnęłabym cię w tyłek i
kazała ci spieprzać. Ale nie mogę. Jesteś moim przyjacielem. O przyjaciół się
dba. A przynajmniej powinno się.
-Co? – wydusił z siebie Harry,
przetwarzając w myślach jej wypowiedź – Jak to przez ciebie Liam leży w szpitalu?
Co ty pieprzysz?
-Tak właściwie to sama nie wiem.
Ale gubię się Harry. Cholernie się gubię – zdeptała butem peta, po czym bez
żadnego ostrzeżenia wstała i ruszyła w ciemną uliczkę, zostawiając za sobą zdruzgotanego
przyjaciela.
BA DUM TSSS!
ale suchy ten rozdział. Agr, w ogóle go nie czuję. Coś z tym trzeba zrobić, tylko co.
Jak tam się trzymacie? Ja już do was wracam, jestem po testach także..:)
Muszę tylko poprawić oceny, ale to tam mało ważny szczegół. :)
18 komentarzy = rozdział 26 ! :)