piątek, 26 kwietnia 2013

25 "Czemu taka jesteś?"


-Dziękuję za pomoc – Amy uśmiechnęła się, stawiając na stoliku tacę z kubkami pełnymi gorącej kawy.
-Nadal uważam, że powinnaś była zostać w tamtym domu – odparł Louis, mrużąc swe uwodzące oczy.
-Stąd będziemy mieli bliżej do pracy – wyjaśniła brunetka, siadając na kanapie między Zaynem a Niallem – Padam z nóg.
-Zawsze mogłabyś zrobić prawo jazdy i kupić sobie samochód – mruknął Harry, opierając się wygodniej o nogi Tomlinsona.
-Nie stać mnie na samochód, Harry. Nie jestem gwiazdą, nie zarabiam tyle co wy, to nie jest tak proste, jak mogłoby ci się wydawać.
-No to mógłbym ci oddać swój samochód. Mam jeszcze inny, więc z tym nie byłoby problemu. Ewentualnie kupiłbym ci nowy – wzruszył ramionami loczek.
-Dajcie jej spokój. Chciała to się przeprowadziła – wtrącił się Zayn. Brunetka posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie, a on do niej mrugnął.
-To nie zmienia faktu, że będziesz zmuszona nas bardzo często widywać – zaśmiał się Horan.
-Och – przeraziła się Amy – Jak ja to przeżyję?
-Ej! – Horan dał jej sójkę w bok, a brunetka roześmiała się głośno. Po chwili cała piątka rechotała wesoło, zapominając na chwilę o wszystkich problemach, które nieustannie mąciły ich życia.
                                                                                              *
                                                                              ‘Kilka dni później’
                Brunetka uchyliła brązowe drzwi, zaglądając do środka sali. Ujrzała swojego przyjaciela, który leżał podpięty do aparatury, zachłannie podtrzymującej wszelkie życiowe czynności. Amy podeszła do łóżka Liama, wstawiając do małego wazonika kilka kwiatów, które miały pomóc ożywić ponury pokój. 
-Co pani tutaj robi?! – usłyszała oburzony głos za swoimi plecami. Brunetka odwróciła się, czując jak mocno bije jej serce. Odczuwała wrażenie, jakby ktoś przyłapał ją na jakiejś złej rzeczy. A przecież odwiedzanie przyjaciela w szpitalu było zupełnie legalną rzeczą. Tak jej się przynajmniej wydawało.
                Kobieta o blond włosach spoglądała na nią z wyraźną pogardą w oczach. Amy cofnęła się o krok, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć.
-A… Kim pani jest? – zapytała cicho, bojąc się odezwać. Kobieta sprawiała wrażenie wściekłej.
-Ty jesteś tą, przez którą mój synek… - urwała, spoglądając na Liama. W jej oczach przez chwilę można było dostrzec cień tęsknoty, bólu, troski – Przez którą mój Liam, leży w szpitalu? Jeszcze masz czelność tu przychodzić? Jak śmiesz?!
-Słucham? – wydusiła z siebie zdumiona dziewczyna.
-Dobrze wiem, że to ty namówiłaś go na te wyścigi – oskarżenia z ust kobiety wypływały jedno po drugim, zapewne pod wpływem głębokiej frustracji. Amy pokręciła głową niedowierzając w to co właśnie słyszy. Nigdy w życiu nie namawiałaby Liama na coś, co mogłoby zagrozić jego życiu! Jak ktoś śmiał zarzucać jej coś tak absurdalnego?
-Jak może mnie pani oskarżać o coś takiego? Ja nawet nie… Nie wiedziałam nawet, że on jeździ w jakichś pieprzonych wyścigach!
-Nie kłam mi w oczy. Nie chcę, żeby mój syn zadawał się z osobami, które sprowadzają go na złą drogę. Przez ciebie Liam walczy o życie! Nie oszukujmy się, to ty tutaj powinnaś leżeć, nie mój chłopiec!
-Ale…
-Wyjdź stąd. Nie mam zamiaru tego słuchać. Zostaw go w spokoju. Nie pozwolę ci na to, byś wybiła się na jego sławie. – warknęła kobieta. Amy podniosła torbę z podłogi, którą uprzednio upuściła. Nie mogła uwierzyć, że matka Liama, osoba, o której tak wiele dobrego słyszała, potrafiła bezpodstawnie oskarżyć ją o próbę wykorzystania jej syna! Wymamrotała ciche przeprosiny, nie chcąc się kłócić, po czym wyszła z sali, na oślep odnajdując drogę do windy.
                Samotne kosmyki smagały jej twarz, gdy biegła w stronę swojego mieszkania. Oczy zachodziły jej łzami, ale nie chciała płakać. Musiała być silna, przecież o to w życiu chodziło. Szybko pokonała odległość, która dzieliła ją od jej nowego miejsca zamieszkania.
                Kilkanaście minut później siedziała na schodach w swoim mieszkaniu, oddychając tak, jakby zaraz miało jej zabraknąć tlenu.
‘To ty tutaj powinnaś leżeć, nie mój chłopiec!’
                Natłok myśli sprawił, że brunetka nie potrafiła powstrzymać zduszonego szlochu.
-Nigdy w życiu nie pozwoliłabym na to, by coś mu się stało – wyjąkała, między spazmatycznymi oddechami. Słysząc ciche szmery dochodzące ją z salonu, oparła czoło o kolana, starając się uspokoić. Nie mogła pozwolić na to, by Mike zorientował się, że coś jest nie tak. Za dużo zwaliła mu ostatnimi czasy na głowę, by teraz dokładać mu jeszcze więcej.
                Po chwili brunetka odzyskała miarowy oddech, więc wstała z miejsca. Zignorowała chwilową ciemność przed oczyma, po czym podeszła do wielkiego lustra w przedpokoju i starła łzy, które znalazły ujście w kącikach jej oczu. Poprawiła fryzurę, po czym zsunęła ze stóp czarne trampki z ćwiekami. Wziąwszy głęboki oddech, odsunęła w głąb głowy kłujące oskarżenia pani Payne. Powolnym krokiem przeszła do salonu, z którego dobiegały ją pojedyncze szepty i chichoty.
                Zaglądając do salonu, nie ujrzała nic oprócz ciemności. Pojedyncza zmarszczka pojawiła się między brwiami brunetki. W głowie powstała myśl, która podsuwała jej wizje halucynacji, gdy…
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! – przeogromny wrzask zrodził się w salonie, podczas gdy światło zostało zapalone przez jednego z gości. Brunetka zdezorientowana spojrzała na grupkę jej znajomych z czapeczkami na głowach i szerokimi uśmiechami na ustach.
-Och… To już dzisiaj? – mruknęła, odgarniając włosy do tyłu.
-Dziś jest 19 kwietnia, czyż nie? – uśmiechnął się Mike.
-Pamiętałeś… - zagryzła dolną wargę, choć tak naprawdę miała ochotę się rozpłakać.
-Zawsze i wszędzie – chłopak podszedł do niej, po czym mocno ją przytulił, jednocześnie wypowiadając w jej kierunku magiczną formułkę, którą słyszy każdy solenizant. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, radości, dożycia starości… Brunetka zgrabnie odsunęła się od chłopaka, dziękując mu za życzenia. Chwilę później wpadła w ramiona Horana i jego dziewczyny, a następnie każdego z przybyłych gości.
                Nie mogła uwierzyć, że zapomniała o własnych urodzinach.
                                                                                              *
                -Dziękuję za przyjście, to naprawdę miłe z waszej strony – uścisnęła dłoń swojej koleżanki, a następnie jej chłopaka. Cały wieczór zastanawiała się skąd Mike wiedział kogo zaprosić. Postanowiła go o to zapytać, choć wcale nie było jej to potrzebne.
                Zamknęła drzwi za ostatnimi gośćmi, po czym wróciła do salonu, gdzie sześć osób sprzątało po jej imprezie. Każdy jej gość był uśmiechnięty, jakby właśnie wygrał główną nagrodę na loterii. Amy przetarła zmęczone oczy, po czym podeszła do małego stolika.
-Nie musicie tego robić, dam sobie radę sama. – mruknęła, zbierając talerze ze stolika.
-To twoje urodz…
-To, że są moje urodziny, nie sprawia, że nie mogę posprzątać burdelu ze swojego salonu – odparła brunetka, wynosząc brudne naczynia do kuchni. Będąc w zaciemnionym pomieszczeniu odstawiła z hukiem talerze, po czym usiadła na parapecie, uprzednio uchylając okno. Ręce jej drżały z bezsilności. Za każdym razem, gdy widziała tych szczęśliwych przyjaciół, czuła ukucie w sercu. Nie mogła znieść tego, że tak świetnie się bawią bez jednego z nich. Ona tak nie potrafiła. Nie umiała się uśmiechnąć, wiedząc, że kilka kilometrów dalej, w jednej z sal, leży młody chłopak tak właściwie w niewiadomo jakim stanie.
                -Amy…? Jesteś tu? – cichy szept rozległ się po kuchni. Brunetka zeskoczyła z parapetu, odrzucając swoje kręcone włosy na plecy.
-Tak.
-Wszystko w porządku? – w kuchni rozbłysło światło. Brunetka ujrzała zatroskaną twarz Harry’ego. Oczywiście, któż by inny. Tylko on nigdy nie dawał jej spokoju, gdy potrzebowała spokoju.
-Jasne. Musiałam tylko odetchnąć świeżym powietrzem – wzruszyła ramionami, podchodząc do zmywarki. Zapakowała do niej talerze, po czym włączyła urządzenie.
-Oddychasz świeżym powietrzem… Płacząc? – zapytał, opierając się o blat. Amy uniosła wzrok znad zmywarki, patrząc zdziwiona na swojego przyjaciela – Daj spokój, widziałem twoją minę jak weszłaś do salonu. Słyszałem jak wbiegłaś do domu. Nie jestem taki ślepy jak oni. Widzę więcej, niż może ci się wydawać.
-Nie wiem o czym mówisz – mruknęła pod nosem, wymijając go. Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem. Patrzył, jak dziewczyna znika z jego pola widzenia, zastanawiając się, co tak właściwie nią kieruje. Miłość do jego przyjaciela, czy poczucie winy, wiążące się z jej przeszłością.
                                                                                              *
                -Niall z Zaynem zajmiecie moją sypialnię, Tomlinson i Eleanor zajmą pokój gościnny pierwszy, a Harry drugi– oznajmiła Amy, po kolei wskazując wolne sypialnie. Gdy kupowała to mieszkanie, nie była przekonana do takiej ilości pomieszczeń, lecz z perspektywy czasu były one jak najbardziej potrzebne.
-Nie możemy zająć twojej sypialni – oburzył się Zayn. Horan półprzytomnie skinął głową, mamrocząc pod nosem, że prawdziwym dżentelmenom wystarczy kanapa. Brunetka prychnęła niczym rozjuszona kotka, po czym wepchnęła dwóch młodych mężczyzn do jej sypialni.
-Słodkich snów! – powiedziała głośniej, po czym rozejrzała się po korytarzu. Każdy zajął wyznaczoną sypialnię. Zadowolona ze swojego czynu, Amy zeszła na dół. Zamiast kierując się do salonu, gdzie zamierzała spędzić noc, złapała paczkę papierosów i wyszła z mieszkania, zabierając ze sobą psa.
                Schodząc po schodach na dół, starała się jak najmniej hałasować. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem, nic więcej. Nie potrafiła pozbyć się palącego poczucia winy. Powoli zaczynała wierzyć, że wszystko co złe przydarzyło się jej przyjacielem, jest właśnie jej winą.
                Usiadła na krawężniku przed budynkiem, pozwalając psu biegać wolno. Wiedziała, że nie ucieknie. Nigdy nie uciekał. Miała wrażenie, że Shaggy to jedyna osoba, która nigdy jej nie zawiedzie.
                ‘ Odwróciła głowę spłoszona krokami, które były coraz głośniejsze. Ku jej szczęściu ujrzała roześmianego Mike’a. Uśmiechnęła się pod nosem, jednocześnie ścierając słone krople ze swoich zaróżowionych policzków. Czarnowłosy usiadł obok niej, żwawo wciskając jej w dłonie paczkę chusteczek i litrowe pudełko lodów.
-Nie przejmuj się. Niedługo wszystko wróci do normy – chłopak szturchnął ją w ramię, śmiejąc się w niebogłosy. Brunetka zagryzła dolną wargę. Nie mogła uwierzyć w to, że ludzie mogą być tak nieodpowiedzialni.
-A co jeśli ja nie chcę tego zakończyć? – spytała cicho, wyciągając chusteczkę z opakowania.
-Co ty mówisz? – zdziwił się Mike, wypuszczając z dłoni telefon, którym miał zamiar zrobić jej zdjęcie. Nie chciał stracić ani chwili z ich wspólnych wakacji.
-To jest sprzeczne z moimi poglądami, niemoralne, nie możemy tego zrobić – wyjąkała, bojąc się jego reakcji. Kątem oka widziała jak wyraz jego twarzy drastycznie się zmienia. Uśmiech zastąpił grymas, oczy pociemniały, a usta były lekko rozchylone. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. On też nie chciał tego robić. Tylko, że nie mieli wyboru. Mike pokręcił głową, po czym uśmiechnął się smutno. Objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
-Nie pozwolę, byś przez to cierpiała. Obiecuję. ‘
                Nie wiedziała, kiedy łzy spłynęły po jej policzkach. Nieświadomie rozpłakała się po raz drugi tego wieczoru. Wzięła głęboki oddech, wycierając nieznośne słone krople. Poddawanie się emocjom nie było czymś najlepszym, ale zawsze dobrze było dać upust emocjom.
                Nie chciała rozpamiętywać tych wakacji. Prawie o nich zapomniała. To wspomnienie pojawiło się w jej głowie zupełnie nieoczekiwanie. Wystarczyło zamknąć oczy, a ona już widziała szereg scen, o których najchętniej by zapomniała. Wiedziała, że nie może milczeć. Czuła, że powinna o tym opowiedzieć chłopcom, lecz nie miała pojęcia jak się za to zabrać.
-To chore – prychnęła, drżącymi dłońmi otwierając opakowanie. Po chwili między jej wargami spoczął długi, biały papieros, którego bez skrępowania odpaliła. Nie czuła się już jak gówniara, którą była na tamtych wakacjach. Ale mimo wszystko bolesne wspomnienia zostawiają krwawe blizny w pamięci człowieka. Im bardziej chce się zapomnieć, tym bardziej się pamięta.
                -Skoro tak bardzo ci przeszkadzamy, trzeba było nas wywalić z mieszkania.
                Brunetka drygnęła przestraszona. Nienawidziła, gdy ktoś skradał się za jej plecami tylko po to, by błysnąć nieinteligentną uwagą.
-Chciałam się przewietrzyć – mruknęła, nie spoglądając za siebie. Wiedziała, że to Harry. Zdążyła się przyzwyczaić, że łazi za nią dosłownie wszędzie.
-Kate prosiła, by przekazać ci najlepsze życzenia – powiedział, siadając obok niej. Posłała mu spojrzenie, któro miało go stamtąd przepędzić. Jednakże chłopak nie spostrzegł, że Amy chce być sama. Był zbyt zajęty wpatrywaniem się w oświetloną latarniami uliczkę.
-Super. Byłoby lepiej, gdyby zadzwoniła do mnie. No ale nie mogę przecież wymagać od niej tak trudnej czynności – burknęła, odpalając kolejnego papierosa. Harry rzucił jej pełne niepewności spojrzenie. Gdzie podziała się jego niewinna przyjaciółka? Co się z nią stało?
-Wystarczyłoby zwykłe ‘dziękuję’, ale widzę, że to dla ciebie za wiele – zmrużył oczy, wpatrując się gniewnie w jej profil. Amy wywróciła oczyma, odkładając na bok zieloną zapalniczkę.
-Co się rzucasz Styles – uśmiechnęła się, wypuszczając dym z płuc. Pojedyncza zmarszczka pojawiła się na czole młodego mężczyzny. Kompletnie za nią nie nadążał. Raz na niego warczy, raz się uśmiecha.
-Czemu taka jesteś? – zapytał, nie czekając na odpowiedni moment. Brunetka w zadumie spojrzała przed siebie.
-Nie wiem. Ale też nie postrzegam siebie jako pozytywną postać. To dziwne, bo główni bohaterzy są zazwyczaj piękni od środka do bólu. Tak przynajmniej było w bajkach, które czytała mi mama… Gdy byłam jeszcze bardzo, bardzo mała.  
-Uważasz się za głównego bohatera? – uniósł brwi, nie nadążając za tokiem jej rozumowania.
-W mojej bajce to ja jestem główną postacią. W twojej ty, a w bajce kogoś innego to właśnie on jest bohaterem numer jeden. Rozumiesz?
-Tak, myślę, że tak.
-Brawo, jestem z ciebie dumna – wywróciła oczyma dziewczyna, zaciągając się dymem.  Po chwili wypuściła go z płuc, robiąc małe kółeczka – A wracając do tematu… Jaka mogę być, jak nie taka?
-Jak to ‘jaka’? – zapytał Harry, ponownie marszcząc czoło. Brunetka zaśmiała się cicho.
-Za dużo wypiłeś. Nie łapiesz prostych rzeczy.
-A może to ty po prostu robisz z igły widły?
-Powiedz mi, jaka mam być? Przeze mnie wasz kumpel leży w szpitalu, choć nie wiem jak ja to zrobiłam. Przez moją głupotę wy nie potraficie odnaleźć we mnie tej Amy, która podobno była taka fajna. Nie wiem co się dzieje, ale mam wrażenie, że te chore wydarzenia z mojego życia walą się na mnie niczym sufit w jakimś starym budynku. Nie mam ochoty się uśmiechać. A ty siadając obok mnie, chcąc się czegoś dowiedzieć, działasz mi na nerwy. Gdyby nie to, że w jakimś stopniu cię lubię, kopnęłabym cię w tyłek i kazała ci spieprzać. Ale nie mogę. Jesteś moim przyjacielem. O przyjaciół się dba. A przynajmniej powinno się.
-Co? – wydusił z siebie Harry, przetwarzając w myślach jej wypowiedź – Jak to przez ciebie Liam leży w szpitalu? Co ty pieprzysz?
-Tak właściwie to sama nie wiem. Ale gubię się Harry. Cholernie się gubię – zdeptała butem peta, po czym bez żadnego ostrzeżenia wstała i ruszyła w ciemną uliczkę, zostawiając za sobą zdruzgotanego przyjaciela.




BA DUM TSSS!
ale suchy ten rozdział. Agr, w ogóle go nie czuję. Coś z tym trzeba zrobić, tylko co.
Jak tam się trzymacie? Ja już do was wracam, jestem po testach także..:) 
Muszę tylko poprawić oceny, ale to tam mało ważny szczegół. :)
18 komentarzy = rozdział 26 ! :)
                

PS Jeśli zechcecie przeczytać jeszcze coś w moim wykonaniu, zapraszam tu: >KLIK<

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

24 "Ale będzie dobrze, prawda?"


                Zayn kucnął obok Amy, po czym złapał ją delikatnie za podbródek. Niall wstał i podszedł do szyby, nie mogąc patrzeć na tyle cierpienia w oczach dziewczyny.
                -Amy? Słyszysz? Wszystko będzie dobrze. Uwierz w to – przemawiał łagodnie czarnowłosy. Brunetka schowała twarz w dłoniach, by nikt nie patrzył na jej łzy – Skarbie, wszystko się ułoży. Musimy w to wierzyć, rozumiesz? 
                Dziewczyna wstała z krzesła, podchodząc do szyby. Zignorowała starania Zayna. Nie chciała patrzeć w jego oczy, wiedząc, że kiedyś go zraniła. Delikatnie poklepała Nialla po ramieniu.
-Zmienię cię zaraz. Tylko doprowadzę się do porządku – szepnęła, po czym opuściła małe pomieszczenie. Na ogromnym korytarzu rozejrzała się w prawo i lewo, by znaleźć damską toaletę. Nigdzie w pobliżu jej nie ujrzała, więc usiadła w najgłębszym kącie korytarza, oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy.
                To tylko sen. Tylko zły sen. Otworzysz oczy i znowu wszystko będzie tak jak dawniej. Będę siedziała u Liama w pokoju i jadła z nim lody widelcami. Harry pokłóci się z Louisem, Zayn zgubi lusterko, a Niall będzie wyjadał żarcie z lodówki. Wszystko wróci do normy. To tylko zły sen. 
                Być może wmawianie sobie kompletnych bzdur nie było czymś odpowiednim, ale to bynajmniej pomogło jej się uspokoić. Po chwili oddychała miarowo, Trzeźwo oceniając całą sytuację. Czuła się rozdarta, ponieważ w jakimś stopniu obwiniała się, że zostawiła ich, gdy nie potrafili sobie z tym wszystkim poradzić. Mogła przecież notorycznie denerwować Liama faktem, że niepokoi ją jego zachowanie, aż w końcu chłopak złamałby się i w końcu byłby taki jak dawniej.
                Ale nie zrobiła nic podobnego. Nic co przeminęło, nie ma prawa powrócić.
                                                                                              *
                -Będziesz tu siedzieć całą noc? – zapytał czarnowłosy, siadając obok i podając jej kubek z kawą. Brunetka uśmiechnęła się smutno i przejęła go.
-Może się obudzi – westchnęła, upijając łyk gorącego napoju – Dziękuję za kawę.
-Będziesz miała coś przeciwko, jak z tobą zostanę?
-Nie – pokręciła głową, po czym oparła się o ścianę.
                Jakieś pół godziny później spojrzała w bok i uśmiechnęła się delikatnie. Zayn spał, oparty o ścianę. Kubek z kawą, który zdążył opróżnić, leżał obok niego, przewrócony. Amy uśmiechnęła się ponownie, przypominając sobie chwile, gdy jeszcze wszystko było idealne.
                „-Ja już mam dość! – jęknął Harry, kręcąc głową tak, aż coś głośno strzyknęło mu w karku.
-Weź nie narzekaj – zaśmiał się Louis, odpalając samochód. Brunetka zajęła miejsce obok kierowcy, podkulając nogi. Była wycieńczona po całodniowej wycieczce jaką sobie zgotowali.
-Zostało coś do jedzenia? – zapytał Niall, pocierając swój brzuch. Jego żołądek od dobrych dziesięciu minut dawał znać o tym, że potrzebuje porcji jedzenia.
-Dołączam się do pytania. Wsunąłbym jakąś kanapkę, albo coś – rozmarzył się Liam.
-Niestety, zżarliście wszystko – zaśmiała się Amy, nasuwając okulary przeciwsłoneczne na nos. Pogoda była tak piękna, że nie sposób było ją olać i siedzieć cały Boży dzień w domu – Zaraz… Narzekała trójka, Lou siedzi obok – zamyśliła się brunetka – Gdzie do cholery jest Zayn?
-No nie mów, że go zostawiliśmy – jęknął Tomlinson – Wiesz jak tu się ciężko zawraca?
-Wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy! – wtrącił Payne.
-Zawracaj Lou – zaśmiała się Amy. Tomlinson z miną cierpiętnika odnalazł odpowiedni zjazd, po czym zawrócił.
                Piętnaście minut później podzielili się na dwie grupki. Ona, Liam i Niall szukali na plaży, a Harry i Louis w lesie, na szlaku, na którym byli.
-Zayn! – krzyknęła Amy, rozglądając się.  Liam zawołał głośniej od niej, lecz nie otrzymali żadnej odpowiedzi. Poszukiwania trwały dobrą godzinę, lecz Zayna nigdzie nie było.
                W końcu, po dłuższych poszukiwaniach postanowili odpocząć pod jakimś głazem. To co zobaczyli, rozśmieszyło ich tak, że nie mogli przestać się śmiać. Otóż Zayn spał na piasku, półleżąc i opierając się o kamień. Na twarz miał nasunięty swój fullcap, by słońce mu nie przeszkadzało. Ręce splótł pod piersiami i spał sobie w najlepsze, podczas gdy wszyscy się o niego martwili.”
                Amy uśmiechnęła się, sięgając po koc, który zostawiła jakaś pielęgniarka, gdyby było im zimno. Przykryła chłopaka, po czym wzięła poduszkę, która służyła jej za oparcie. Ostrożnie włożyła ją Zaynowi pod głowę, po czym usiadła  z powrotem na swoim miejscu.
-Żebyś wiedział jak mi cholernie przykro, Zayn – westchnęła cicho – Żebyś wiedział, jak cholernie chciałabym odwrócić czas.  Wiem,  że śpisz, ale przepraszam. Bardzo przepraszam… - dodała, po czym wstała z ziemi. Podeszła do drzwi z zamiarem wyjścia na papierosa, ale jak nacisnęła na klamkę, usłyszała jak ktoś idzie w jej stronę. Odwróciła się i zobaczyła przed nią stojącego Zayna. Rozchylił ręce, a Amy wpadła w jego ramiona.
-Nie gniewam się. I ja też bardzo cię przepraszam.
                                                                                              *
                Następnego dnia Amy obudziła się w nieznanym miejscu. Dojście do siebie zajęło jej ponad dziesięć minut. Uniosła się na łokciach, rozglądając się po pokoju. Naprzeciwko niej, na sofie spał Louis, a na nim leżał Harry.  Brunetka spojrzała na podłogę, którą zajmował Zayn i zrobiło jej się głupio, że zajmuje czyjeś łóżko.
-Nie śpisz już? – zapytał ją zachrypnięty głos. Brunetka gwałtownie odwróciła głowę w prawo. Obok niej, na ogromnym łóżku, leżał Niall, bezmyślnie wgapiając się w sufit.
-Co ja tu robię? – odpowiedziała pytaniem na pytanie – I gdzie jesteśmy?
- Zayn przyniósł cię w nocy. A jesteśmy w hotelu, niedaleko szpitala – wyjaśnił, przymykając oczy.
-Źle wyglądasz – oznajmiła dziewczyna, siadając po turecku i wpatrując się w chłopaka.
-Dzisiaj będzie wiadomo co z nią. Jutro co z Liamem. Nie mogłem zasnąć przez pół nocy. Nie oczekuj więc, że będę wyglądał idealnie.
-Wcale tego nie oczekiwałam – westchnęła, obejmując się ramionami – Mogliście mnie położyć na ziemi. Zayn nie zasługuje by tak się męczyć.
-Uwierz, że kazaliśmy mu położyć się obok mnie i ciebie, ale stwierdził, że będzie mu tam najwygodniej.
                Brunetka westchnęła cicho, po czym zsunęła się z łóżka, które było ogromne. Spokojnie zmieściłoby się z nimi jeszcze dwie osoby, gdyby się dobrze ułożyli. Amy kucnęła obok Zayna i złapała go za ręce.
-Co robisz? – zdziwił się Niall.
-Pomóż mi. Nie będzie tak spał, połóżmy go na łóżku – wyjaśniła. Horan z cichym westchnieniem zszedł z łóżka i pomógł jej umieścić czarnowłosego na łóżku. Głównie to on go niósł, ale Amy starała się pomóc, choć była niezbyt silną osobą.
                Dziewczyna przykryła swojego przyjaciela, po czym poprawiła swoją zmiętą koszulkę i spodnie. Wyciągnęła telefon z torebki, akurat w momencie, gdy zaczął dzwonić.
-Słucham? – odezwała się szeptem, by nikogo nie obudzić. Niall wyszedł z pokoju, kierując się do łazienki.
-Gdzie ty do cholery jesteś? Nie dajesz żadnego znaku życiu, myślałem, że coś ci się stało! Obdzwoniłem wszystkie szpitale, myśląc, że mogłaś mieć wypadek!
-Wyluzuj Mike, nic mi nie jest – odparła, zakładając bluzę, po czym wsunęła swoje botki na stopy.
-Gdzie jesteś?
-W hotelu naprzeciwko tej nowej kliniki. Tej prywatnej – wyjaśniła.
-Przyjechać po ciebie?
-Tak, muszę się wykąpać i przebrać, a potem wracam.
-Gdzie znowu masz zamiar iść? Jest niedziela, w niedziele się odpoczywa.
-Wyjaśnię ci, jak przyjedziesz. Czekam – powiedziała, po czym się rozłączyła. Schowała telefon do torby, po czym zarzuciła na siebie kurtkę. W międzyczasie Niall wyszedł z łazienki, ocierając twarz ręcznikiem.
                -Niall, ja jadę do domu. Wrócę za godzinę, góra dwie. Jakby coś się działo to dzwoń – poprosiła. Chłopak skinął głową. Amy uśmiechnęła się smutno, po czym przytuliła go i pocałowała w policzek. Wychodząc z pokoju uchwyciła ponury uśmiech chłopaka, bojącego się o to, co  może przynieść przyszłość.
                                                                                              *
                Brunet chcąc się przekręcić stracił równowagę i upadł z hukiem na ziemię. Roztarł bolące siedzenie, po czym rozejrzał się po pokoju. Louis otwierał oczy, markocząc coś o twardych, wystających kościach, Nialla nigdzie nie było, zresztą tak jak Amy, a Zayn spał na łóżku, przykryty prawie po sam czubek głowy.  Zielonooki przetarł swoje oczy, po czym podniósł się z podłogi.
-Harreh, czemu siedzisz na podłodze? – zapytał Louis, siadając na kanapie. Ziewnął szeroko, po czym rozciągnął się.
-Bo mi tu wygodnie – mruknął chłopak.
-Gdzie Amy? Gdzie Niall? – wtrącił Malik, który najwyraźniej również postanowił wstać.
-Czy ja wyglądam jak wróżka? Nie wiem, dopiero wstałem.
-Idziemy? – zapytał Louis, wstając z kanapy.
-Najpierw się przebierzmy. Musimy wyglądać jak ludzie, bo inaczej trafisz na okładki tych cholernych pism w wymiętych ubraniach i podpisem „Wokalista One Direction nie dba o wygląd? Wstyd!”
-Mam dość tego gwiazdowania – westchnął najstarszy z nich, po czym poszedł zająć łazienkę.
                                                                                              *
                -Boję się. – szepnęła, w tym samym momencie, gdy czekali na doktora, który miał im wszystko wyjaśnić. Już drugą dobę siedzieli w szpitalu, czekając na jakiekolwiek wieści.
-Wiem. Ja też się cholernie boję. – odparł Zayn, równie cicho. Spojrzała w jego oczy i ujrzała w nich łzy.
-Ale będzie dobrze, prawda? – zapytała, czując się jak 5-cio latka, której zabrano ulubioną lalkę Barbie.
-Musi być. – powiedział Lou, który siedział naprzeciwko nich. Był blady jak ściana. – Nie uważacie, że to podejrzane? Liam zawsze rozglądał się, nawet gdy przechodził przez ulicę. – westchnął, chowając twarz w dłoniach, a po chwili zaczął pocierać dłońmi o twarz, zastanawiając się nad czymś.
                Amy westchnęła cicho, czując dziwny ciężar na sercu. Spojrzała na Nialla, który przechadzał się w tę i z powrotem. Z jego dziewczyną wszystko było w porządku, lada chwila powinna była się obudzić. Miała wiele szczęścia, w przeciwieństwie do Liama. Brunetka rozejrzała się po korytarzu, zagryzając dolną wargę. Chłopcy wyglądali tak, jakby ktoś odebrał kolory z ich twarzy. Bledzi jak ściana.
                -Nie dajmy się zwariować. Musi być dobrze. – powiedział po chwili Harry, nie bardzo pewny swych słów.
-Mam nadzieję. – Amy oparła głowę o ścianę.
-Nie uważacie, ze to za długo trwa? – zapytał blondyn, podchodząc pod drzwi, a po chwili wracając. Pozostała piątka pokiwała głowami, na znak, że się zgadzają. Lekarz wszedł na OIOM jakieś pół godziny temu. Wszyscy się martwili, że coś może być nie tak.
-Cholera. Dlaczego to spotyka akurat jego? – zapytał Zayn, a po chwili z jego ust wydobyło się przekleństwo. – Liam zawsze był tym najlepszym. Dlaczego ten samochód nawalił? Czemu to nie ja byłem na jego miejscu? Nie cierpielibyście tak bardzo…
-Zayn, nie mów tak! Cierpielibyśmy równie bardzo, co teraz! Jesteś dla nas bardzo ważny– Amy spojrzała na niego zdenerwowana. Harry, Niall i Lou przytaknęli jej, patrząc na swojego przyjaciela ze smutkiem w oczach. 

-Ale Liam nie zasługuje na takiego kopa od życia. On nic nie zrobił. – odparł mulat, a wszyscy usłyszeli jak głos mu się załamuje.  Już mieli zacząć go pocieszać, lecz z Sali wyszedł doktor, z niepewną miną.
- Pan Payne ma liczne obrażenia ciała, w tym złamane trzy żebra, rękę i nogę. A do tego dochodzi poważny uraz głowy.– wyjaśnił lekarz, gdy stanął obok nich.
-Ale będzie dobrze, prawda? – zapytała Amy, ściskając ramię Zayna.
-I tu się zaczynają niezbyt dobre wieści. Pan Payne zapadł w śpiączkę.
-Farmakologiczną? Obudzi się po kilku dniach, mam rację? – zapytał Harry, stając obok nich.
-Nie farmakologiczną. Nie wiem kiedy się obudzi. To wszystko jest niepewne, w tej chwili nie jesteśmy w stanie nic dokładniejszego powiedzieć– przyznał doktor. – Przypuszczam, że może obudzić się za miesiąc, dwa, a może za rok. O ile w ogóle się obudzi. – dodał po chwili. Zayn ponownie przeklął, Harry oparł się o ścianę, a Lou usiadł z powrotem na siedzenie, chowając twarz w dłoniach. Niall spojrzał z niedowierzaniem na doktora, a Amy całkiem zbladła. Niewiele brakowało jej do tego, by stać się przezroczystą.
-Pan żartuje? – zapytał blondyn cicho.  Ledwo ucieszył się, że Victoria się obudziła, a już kompletnie stracił ochotę na wszystko.
-Nie. Ale proszę pamiętać, że Liam nie umarł. To silny chłopak, wszystko wróci do normy. Po jakimś czasie, ale wróci. Musimy być dobrej myśli. – delikatnie uśmiechnął się lekarz. Poklepał najbliżej stojącego Nialla, po ramieniu, po czym poszedł w swoją stronę. Po przejściu trzech metrów odwrócił się w ich stronę. – Chłopak będzie przewieziony do Sali numer 16, więc jak będą państwo chcieli, to można z nim posiedzieć. Byleby nie robić zbyt wielkiego hałasu.
                Amy usiadła obok Louisa i położyła swoją dłoń na jego ramieniu. Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się smutno. Oparła głowę na jego ramieniu, a on objął ją w pasie, przytulając do siebie. Westchnęła cicho myśląc o Liamie. O jego czekoladowych oczach i cudownym uśmiechu. Długo miała nie zobaczyć, jak  ten cudowny brunet się uśmiecha, żartuje, czy o nią troszczy. Jak zwykle wszystko układało się inaczej, niż powinno.        




Krótki rozdział. Bardzo krótki. Niestety, ale tylko tyle jestem w stanie z siebie wycisnąć-.-
         A wy się dziwicie, że chcę zawiesić bloga, eheh 
18 komentarzy = nowy rozdział.
That's all.
Kocham Waas <3 
PS Założyłam nowego bloga!! ;)
Nie obrażę się gdy wpadniecie: 
www.take-me-to-your-world.blogspot.com 
                                                               

Obserwatorzy